Złote Globy to jedne z najważniejszych nagród w świecie kina
i telewizji. W tym roku wyróżniono trzy seriale:
·
Najlepszym serialem dramatycznym zostało "The
Crown" – fabularyzowana opowieść o rodzinie królewskiej. Pierwszy sezon zaczyna
się ślubem księżniczki Elżbiety, widzimy jej początki jako królowej i śledzimy
losy jej oraz jej rodziny przez kolejne lata.
Sezon czwarty, do tej pory ostatni, opisywał już koniec lat 80-tych i
początek 90-tych, pojawiła się w nim już postać Diany, za którą nota bene Emme
Corrin również dostała statuetkę. Nagrodę zgarnął także jej serialowy mąż,
który rzeczywiście gra świetnie i wyróżnia się na tle pozostałych aktorów.
Choć serial nie zgadza się w 100% z rzeczywistością, jest na tyle dokładny, że można z niego czerpać wiedzę o najnowszej historii Wielkiej Brytanii. Jestem też pod wrażeniem dokładności charakteryzatorów - stroje są często wręcz identyczne jak te, które możemy podziwiać na zdjęciach sprzed kilkudziesięciu lat. Polecam go zatem nie tylko fanom plotek i ploteczek (choć podobno głównie na tym oparty jest scenariusz).
·
Najlepszym serialem limitowanym okazał się
„Gambit Królowej”. Bardzo się cieszę, bo to świetna historia z polskim
akcentem.
Beth Harmon, jako dziewięciolatka trafia do sierocińca. Tam uczy się
dwóch rzeczy – gry w szachy i brania prochów.
Opowieść o genialnej graczce uzależnionej od prozaku i alkoholu ma w
sobie coś z bajki. Choć od początku domyślamy się, jak skończy się ta historia,
trudno się oderwać. Nie myślałam, że mecz szachowy można przedstawić na ekranie
w taki ciekawy sposób!
W serialu jedną z drugoplanowych ról gra Marcin Dorociński – gra
rosyjskiego mistrza szachowego, z którym Beth mierzy się kilkukrotnie. Moim
zdaniem wypadł doskonale.
·
Najlepszego serialu komediowego nie znam,
przybliżę wam więc jedynie opis producenta;
„Schitt’s Creek” - magnat branży wideo orientuje się, że jest
kompletnie spłukany. Wraz z rodziną musi porzucić luksusowe życie i zacząć
wszystko od nowa w Schitt's Creek.
Za całokształt twórczości wyróżniona została
także Jane Fonda. Aktorka mimo 84 lat wciąż zachwyca formą. Ostatnio mogliście
ją oglądać w genialnym serialu komediowym „Grace i Frankie”.
Grace i Frankie poznajemy, gdy podczas
wspólnego świętowania 40 rocznicy ślubu ich mężowie wyznają, że… od 20 lat są
parą. Na szczęście to nie początek dramatu lecz wielu zabawnych perypetii a
także ciepłych, rodzinnych historii.
Jeżeli chodzi o nowości porwało mnie jeszcze
kilka produkcji:
„W rytmie Bossanovy” – serial z doskonałą muzyką i w pięknych kolorach.
Dzieje się w latach 50-tych XXw, które nie były łatwe dla kobiet w Brazylii. Wciąż panował tam patriarchat i płeć piękna niewiele miała do powiedzenia. A jednak mimo to, porzuconej przez męża Malu udaje się otworzyć w Rio de Janeiro świetnie prosperujący klub Bossanovy.
To było w pierwszym sezonie, w 2020 Netflix wypuścił kolejne odcinki. Radość, optymizm i mądrość bijące z głównych bohaterek to coś co sprawia, że trudno oderwać wzrok od ekranu. Polecam bardzo.
„Atypowy” – historia Sama, wchodzącego w dorosłość nastolatka ze spektrum autyzmu. Mimo, że Sam jest jednym z lepiej radzących sobie w świecie, serial świetnie pokazuje ile więcej pracy muszą włożyć rodzice autystycznych dzieci w ich wychowanie, opiekę, a także ile przeszkód i trudności czyha w świecie na osoby ze spektrum. Z drugiej jednak strony, pokazuje, że przy odrobinie dobrej woli wiele przeszkód można pokonać. To dobry i ważny serial pokazujący, jak bardzo wyjątkowe są osoby z autyzmem i jak wiele pozostali ludzie mogliby się od nich nauczyć.
· „Lupin” – Netflixowa nowość. Spodoba się na pewno wszystkim, którzy podobnie jak ja pokochali „Dom z papieru”, choć muszę przyznać, ze ta produkcja jest jeszcze lepsza. Tytuł nawiązuje do legendarnego francuskiego złodzieja dżentelmena Arsena Lupina. Assane wzorując się na nim od lat z sukcesem odbiera bogatym i daje sobie. Ma w tym jednak ukryty cel – chce pomścić ojca, niesłusznie oskarżonego 25 lat temu o kradzież naszyjnika. Na razie dostępny jest tylko jeden sezon przygód ale ja już z niecierpliwością czekam na kolejny.
A wracając do hollywoodzkich nagród – trudno nie wspomnieć o
„sukcesie” Blanki Lipińskiej, której adaptacja książki „365 dni” została nominowana
do „Złotych Malin” w aż siedmiu kategoriach: najgorszy film, najgorsza
reżyseria, najgorszy scenariusz, najgorszy remake, najgorszy aktor, najgorsza
aktora oraz najgorsza para filmowa. Sama autorka, w myśl zasady – nieważne jak
piszą, ważne, aby nie pomylili nazwiska, jest zachwycona taką promocją. Gorzej
z aktywistkami, które wielokrotnie domagały się zdjęcia filmu z Netflixa jako
promującego uprzedmiotowienie kobiety i gwałt.
A wy widzieliście to „dziełko”? Ja nie, po przeczytaniu recenzji
szkoda mi było na nie czasu, jednak ciekawa jestem opinii.
A Wy jakie seriale polecacie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz