Co to znaczy „literatura kobieca”? Pisana przez kobiety czy
dla kobiet? Dla jakich kobiet? Czy lubiących jeden określony gatunek literacki?
Tym wpisem chciałabym udowodnić, że nie ma czegoś takiego jak "literatura kobieca". Panie piszą różnie, panie czytają bardzo różne rzeczy. Dzisiaj przedstawiam wam kilkanaście doskonałych polskich pisarek. W kolejności alfabetycznej. Znajdziecie tu zarówno autorki kryminałów i eseistki. Od fantastyki po prozę
poetycką. Ominęłam reportażystki – literaturze faktu poświęcę kiedyś oddzielną
notatkę.
Tym wpisem, chcę
przypomnieć, że rodzima literatura to nie tylko Olga Tokarczuk, choć i noblistka
znalazła się na mojej liście the best of. Przed wami moje ulubione
polskie autorki. Moim zdaniem najlepsze. Kogo dodalibyście do tej listy?
Martyna Bunda
zdjecie ze strony wydawnictwoliterackie.pl |
Jezu, jak ta kobieta pisze. Czytanie jej powieści to jak
chodzenie po gęstym lesie, przez który ledwo przebija się światło, za to
słychać śpiew ptaków i czeka aż wydarzy się coś zupełnie magicznego.
Od 18 roku życia pracowała jako reporterka prasowa, potem przez wiele lat kierowała krajowym działem "Polityki". Pisaniem książek zajmuje się stosunkowo od niedawna...
Autorka napisała do tej pory dwie książki, każda z nich na
miarę Marqueza. O jej debiucie – książce „Nieczułość” - pisałam na blogu dwukrotnie - przy okazji
nominacji do NIKE tutaj i przy okazji nominacji do Nagrody Literackiej Gdynia tutaj .
Przepiękna powieść o matce i trzech siostrach na tle historii Kaszub i Polski.
Magiczna, wzruszająca, pouczająca.
Myślę, że kiedy po pierwszej książce poprzeczka zostaje
zawieszona tak wysoko, wydanie drugiej powieści musi być bardzo trudne. Ale
doczekałam się i w tym roku w moje ręce wpadł „Kot niebieski”. I, o ile
to w ogóle możliwe, ta powieść jest jeszcze lepsza od poprzedniej.
Książka znowu przenosi nas na Kaszuby, jednak tym razem aż
do XIV wieku, kiedy to pewien mnich postanawia w miejscu, które kiedyś zostanie
nazwane Kartuzami, wybudować klasztor o bardzo surowej regule. Zostaniemy w tych okolicach przez kolejne 700 lat i kilkaset stron poznając naukowców, katów,
akuszerki, żołnierzy ludzi mądrych i głupich, bogatych i biednych a nawet…
czarownice. A wszystkim tym ludziom przyglądają się tajemnicze niebieskie koty…
Podziwiam autorkę za rozmach, wiedzę historyczną i styl.
Czekam na kolejne powieści. Jeżeli miałabym obstawiać kiedyś kolejnego Nobla
dla Polaka/Polki z dziedziny literatury, to właśnie dla tej autorki.
"Kot niebieski" , Martyna Bunda
Wydawnictwo: Wydawnictwo LiterackieLiczba Stron: 320Kategoria: literatura piękna
Sylwia Chutnik
żródło: Wikipedia |
Tę burzę fioletowych włosów zna chyba każdy miłośnik dobrej
literatury. Ale Sylwia Chutnik to nie tylko charakterystyczny wygląd ale przede
wszystkim jedyne w swoim rodzaju pióro. Autorka książek, sztuk teatralnych i
felietonów. Osoba o zdecydowanych poglądach, nie bojąca się ich wyrażać.
Obrończyni praw kobiet, feministka. Bezkompromisowa, odważna, silna, piekielnie
inteligentna. Jeżeli chcecie się o tym przekonać – sięgnijcie po jej książki.
Najsłynniejsza to: „Kieszonkowy atlas kobiet”. Niepozorna
kamienica na Warszawskiej Ochocie a w niej trzy panie: Czarna Mańka, pani
Maria, Marysia i paniopan Marian. Pijaczka, łączniczka, zbuntowana dziewczynka
i cukernik. Pozornie dzieli ich wszystko poza imieniem, ale czy na pewno?
To powieść o samotności, wykluczeniu, gorzka i w gruncie
rzeczy bardzo smutna, ale dzięki temu przejmująca. Dla tych, którzy nie boją
się wulgaryzmów i momentami obrzydliwych naturalistycznych opisów za to cenią
wnikliwe portrety bohaterów książek, to będzie strzał w 10.
"Kieszonkowy atlas kobiet" , Sylwia Chutnik
Wydawnictwo: Korporacja Ha!artLiczba Stron: 232Kategoria: literatura piękna
Kilka lat póżniej powstały „Cwaniary” – opowieść o 4 kobietach z szemranej dzielnicy, które pięściami zaprowadzają porządek na dzielni i walczą o sprawiedliwość. A to, że jedna z nich jest w ciąży wcale im nie przeszkadza. Żaden damski bokser, awanturujący się pijaczek czy nachalny macho nie zostaną bez kary… Powieść nieszablonowa i intrygująca, zarówno fabułą jak i językiem. Nic więc dziwnego, że teatr Polonia postanowił wystawić ją na deskach swojego teatru. Trzymam kciuki za powodzenie.
"Cwaniary" , Sylwia Chutnik
Wydawnictwo: Znak LiteranovaLiczba Stron: 240Kategoria: literatura piękna
Anna Dziewit – Meller
źródło: bukbuk.pl |
Kobieta orkiestra - dziennikarka, felietonistka, pisarka,
blogerka (jeżeli jeszcze nie znacie świetnego bukbuk, to
zajrzyjcie koniecznie – nowości książkowe, wywiady i recenzje), matka, żona a kiedyś
jeszcze liderka zespołu rockowego. Niby jesteśmy w podobnym wieku, ale cóż,
powiem to: jak dorosnę, to chciałabym
być Anną Dziewit-Meller.
Jej książki to zazwyczaj Śląsk, którego korzenie tkwią w
autorce głęboko i emancypacja kobiet. Często połączone ze sobą. Pisze zarówno
dla młodszych, jak np. „Damy, dziewuchy, dziewczyny” opowiadające o kobietach, które warto poznać (np. pierwsza
kobieta chirurg, kobieta szpieg, czy 10-letnia królewna) jak i dla czytelników
z już wyrobionym gustem. Tworzy lekko i z humorem jak np. w „Guamardżos!
Opowieści z Gruzji” lub wręcz odwrotnie - porusza najboleśniejsze tematy, o których większość stara się zapomnieć.
Niezależnie od wybranego akurat stylu i tematyki są to
pozycje wartościowe, wysmakowane i z klasą.
Jedna z moich ulubionych pozycji
dziennikarki to "Góra Tajget". To zbiór opowiadań luźno związanych ze sobą, dziejących się w
różnych czasach i miejscach. Łączy je Śląsk i jego trudna historia z czasów II
wojny światowej oraz pewien szpital psychiatryczny…
To literatura najwyższych lotów, dotykająca
lęków, które tkwią w nas od pokoleń.
Spotkamy współczesnego rodzica, który boi
się o bezpieczeństwo swojej córeczki. Ktoś uświadamia mu, że miejsce w którym
obecnie prowadzona jest jego apteka, kilkadziesiąt lat temu było świadkiem
wielu tragedii.
Poznamy małego Rysia, który nie ma pojęcia dlaczego, został
przyprowadzony przez niemieckich żołnierzy do szpitala a także wiekową panią
profesor, wybitną naukowiec, która w czasie wojny przeprowadzała eksperymenty
na dzieciach. Ta akurat postać, choć
fikcyjna, inspirowana była tandemem lekarskim : Elisabeth Hecker i Ernstem
Buchalikiem prowadzącym w czasie II wojny światowej eksperymenty medyczne w
szpitalu dla chorych psychicznie w Lublińcu.
Sam tytuł nawiązuje do gór Tajgetu, gdzie Spartanie odsyłali
dzieci słabe, z wadami budowy. Uważali, że to co od początku nie ma zdrowia i
siły nie ma prawa żyć.
Cieszę się, że powstają takie powieści, jak ta – jątrzące w
niezagojonych wciąż ranach, wyciągające trupy z szafy, przypominające o
niełatwej historii ale przede wszystkim upamiętniające około 200 małych żyć,
które zginęły w imię „postępu medycyny” w pewnym malutkim szpitalu w Lublińcu.
Bo tylko jeżeli zmierzymy się twarzą w twarz z naszą historią i lękami będziemy
w stanie je pokonać.
"Góra Tajget" , Anna Dziewit-Meller
Wydawnictwo: Wielka LiteraLiczba Stron: 248Kategoria: literatura piękna
Natalia Fiedorczuk
źródło: http://www.wielkalitera.pl/ |
Nie
wszyscy wiedzą, ale Natalia Fiedorczuk-Cieślak jest nie tylko muzykiem i
autorką tekstów piosenek, ale również pisarką. Popełniła do tej pory dwie
powieści. Pierwsza "Jak pokochać centra handlowe" zrobiła na mnie, młodej wówczas mamie tak ogromne wrażenie,
że pisałam o niej dwukrotnie: we wpisie „Macierzyństwo – najlepsze i najgorszeco może przytrafić się kobiecie” i tutaj,
wspominając najlepsze polskie książki 2016 roku. Byłam wtedy w bardzo trudnym okresie życia, z niemowlakiem na rękach i non stop hospitalizowanym starszym synkiem doskonale rozumiałam główną bohaterkę książki.
A dziś o książce „Ulga”, która nie odbiła się aż takim echem
a szkoda. Zaczyna się łagodnie, trochę w stylu Krystyny Siesickiej – chłopak i
dziewczyna, ale on kogoś ma, ale ona musi wracać do kraju a on zostaje w
Niemczech… Ale to preludium zwiastuje emocjonalny huragan, który z delikatną
Siesicką nie ma już nic wspólnego. Huragan, po którym zostajemy w ciszy z
rozdziawionymi ustami. Podobnie jak pierwsza powieść Fiedorczuk tak i „Ulga”
mówi o pokoleniu zagubionych trzydziestolatków. Tylko że o ile ta pierwsza
odnosiła się stricte do macierzyństwa, tak tutaj mamy różne typy ludzi:
agresywnego yuppie, maltretowaną żonę i inną – znudzoną i nieszczęśliwą, choć
teoretycznie niczego jej do szczęścia nie brakuje. Każde z nich szuka ulgi w
inny sposób: w depresji, w spotkaniach grupowych, w narkotykach, przygodnym
seksie. To smutny portret naszego pokolenia, w którym każdy znajdzie coś z
siebie. Warto przeczytać. Ku przestrodze.
Wydawnictwo: Wielka LiteraLiczba Stron: 272Kategoria: literatura piękna
Salcia Hałas
źródło: Facebook |
Salcia Hałas to kolejna pisarka, która pisze w bardzo
charakterystyczny sposób. Krótkie, czasem jedno lub nawet półstronicowe
rozdziały to minihistoryjki, które złożone w całość dają całkiem ciekawy obraz rzeczywistości.
Napisała dopiero dwie książki, obie ściśle związane z Gdynią. „Pieczeń dla Amfy” , o której mogliście przeczytać
przy okazji wyjątkowych polskich książek wydanych w 2016 roku (tutaj) dzieje się w Trójmiejskim falowcu.
To z tej książki pochodzi jeden z moich ulubionych cytatów o
superturkusowej dziurze, który w całości możecie przeczytać tu. Uwielbiam do niego wracać.
„Potop”, czyli druga książka Salci Hałas też cała jest o
dziurach, jednak jej wymowa skłania do znacznie mniej optymistycznych refleksji niż powyższy cytat. Tym razem
akcja przenosi się do gdyńskiego Pekinu, czyli osiedla małych domków, w
większości bez kanalizacji, które zostało sprzedane deweloperowi wraz z
mieszkańcami.
„Potop” opowiada o dziurze w ziemi, w elewacji, w dachu,
przez którą woda wlewa się do domu. O dziurze w systemie społecznym, który pozwala
wyrzucić ludzi na bruk po to, aby miasto mogło wybudować nowo, ładnie i dla
bogatych. I przede wszystkim o dziurze w duszy, czyli po prostu o depresji. Beznadziei codziennego życia, w którym odpoczynek może dać tylko śmierć. Koniec
Pekinu jako metafora końca świata i do tego przepiękny literacki język.
Polecam, choć jest to emocjonalna wyrzynka.
Książkę możecie też poznać słuchając jej fragmentów na stronie
Facebookowej autorki. W czasie pandemii nagrywała filmiki, w których czytała
rozdział po rozdziale. Znajdziecie je tutaj. Polecam.
"Potop" , Salcia Hałas
Wydawnictwo: W.A.B.Liczba Stron: 220Kategoria: literatura piękna
Harda Horda
fot. Tramwaj nr 4 |
12 pisarek, 12 różnych styli. Dziewczyny w różnym wieku ale
z jedną pisarską pasją skrzyknęły się i założyły grupę. Dlaczego? Bo dwanaście
głosów słychać lepiej niż jeden. I to prawda – ja sięgnęłam po tę książkę dla
znanych mi nazwisk: Zielińskiej, Kańtoch i Kisiel. O tych dziewczynach
przeczytacie w dzisiejszym wpisie. Ale dzięki niej poznałam również 9 innych
świetnych dziewczyn m.in. Martynę Raduchowską i Agnieszkę Hałas. Klimat ich
opowiadań bardzo przypadł mi do gustu i na pewno sięgnę po ich pozycje.
Jeżeli lubicie dobrą fantastykę, poznajcie koniecznie Hardą Hordę i sięgnijcie po „Antologię”.
Każde opowiadanie zwieńczone jest zdjęciem autorki i
krótką notatką biograficzną. Miło jest nareszcie wszystkie panie poznać,
„Antologia” to 12 różnych historii fantastycznych, co kto
lubi: horrorów, sciencie fiction lub fantasy. Niektóre przerażające, niektóre
zabawne inne trzymające w napięciu aż do bólu. Każda niezwykła.
A zatem, co mamy w menu?
„Jawor” Marty Kisiel, od którego ciarki chodzą po plecach i które nie da ci zasnąć, więc późnym wieczorem lepiej sięgnij po coś innego.
„Dróżniczka” Aleksandry Janusz – refleksyjna i bardzo smutna opowieść o przemijaniu.
„Tylko nie w głowę” Ewy Białołęckiej – lekko, zabawnie i o zombie.
„Dokąd odeszły cienie” Magdaleny Kubasiewicz – o duchach i nekromancji. Ciekawie, ciekawie.
„Po drugie” Aleksandry Zielińskiej – opowiadanie o klimacie ciężkim i przytłaczającym jak powietrze tuż przed nadchodzącą burzą. I burza faktycznie nadchodzi i wali w czytelnika pięścią między oczy.
„Z góry nie patrzą” Anny Hrycyszyn, w którym przenosi nas do 2137 roku, czyli po katastrofie ekologicznej, która zalała Ziemię wodą.
„Zielona zemsta” Anety Jadowskiej o magach i magicznych miasteczkach. Klimat trochę jak z Harry’ego Pottera – polecam wszystkim, którzy sagę J.K. Rowling mają już dawno za sobą i szukają czegoś w podobnym stylu.
„Szanowny panie M.” Anny Kańtoch to kryminał, jak zawsze w najlepszym guście. Tym razem rzecz ma miejsce w XIX w w Egipcie…
„Bezduch” Martyny Raduchowskiej – w sam raz dla fanów filmu „Memento”. Będziecie zachwyceni (w każdym razie ja byłam).
„Lot wieloryba” Mileny Wójtowicz, która pokazuje nam alternatywne światy.
„Jest nad zatoką dąb zielony” Agnieszki Hałas, napisane w stylu Dostojewskiego, choć w wersji futurystycznej.
„Ognisty warkocz” Anny Nieznaj, w którym jesteśmy właściwie naocznymi świadkami zderzenia Ziemi z asteroidą.
Smacznego.
"Antologia" , Harda Horda
Wydawnictwo: Sine Qua NonLiczba Stron: 560Kategoria: fantastyka
Anna Kańtoch
źródło: lubimyczytac.pl |
Jeżeli miałabym wskazać królową polskiego kryminału, to ten
tytuł przypadłby właśnie Annie Kańtoch, choć nie jest to jedyny gatunek
literacki, jakim autorka się para. Jak przystało na członkinię grupy
literackiej „Harda Horda” jej świat to również fantastyka. A fantastyka
połączona z kryminalnym zacięciem, daje mieszankę wybuchową.
Tak było w przypadku pierwszego zbioru opowiadań „Diabeł na
wieży”, który przypomina klimatem powieści Artura Conan Doyla. Zamiast
Sherlocka Holmesa mamy tu jednak lekarza – Domenica Jordana – detektywa i
tropiciela zjawisk paranormalnych w jednym. Oprócz klasycznych złoczyńców
spotkamy więc także demony i inne złe licha. Lektura w sam raz na plażę.
"Diabeł na wieży" , Anna Kańtoch
Wydawnictwo: PowergraphLiczba Stron: 328Kategoria: fantastyka, kryminał
Jeżeli macie jednak ochotę na kryminał w bardziej klasycznym wydaniu, polecam np. „Łaskę”, o której pisałam na blogu tutaj, we wpisie "Pięć kryminałów idealnych na wiosnę", lub
np. „Wiarę”.
„Wiara” dzieje się w latach 80-tych w małej letniej
miejscowości. Proboszcz znajduje w pobliżu torów ciało kobiety. Kim jest
tajemnicza osóbka i po co przyjechała do Rokitnicy? Wkrótce do jednej ofiary
dołączą kolejne a proboszcz zacznie zastanawiać się czy pogłoski jakoby jego
parafia była przeklęta, nie są jednak prawdziwe.
Choć dość szybko można
domyśleć się, kto jest mordercą, to motyw pozostanie długo skrywaną tajemnicą,
przez co książka wciąż trzyma w napięciu i nie pozwala odetchnąć. Całość
jest spójna i logiczna (a to nie zawsze tak jest w przypadku kryminałów) i nie
ma tu miejsca na przypadek czy niedopowiedzenie. Dla mnie mistrzowski poziom.
"Wiara" , Anna Kańtoch
Wydawnictwo: CzarneLiczba Stron: 400Kategoria: kryminał
Marta Kisiel
martakisiel.pl fot. M.Żurawska |
Dziedzina - fantasy. Jej domeną są nawiedzone domy,
krasnale, diabły, cyrografy i tajemnicze licha. Bywa zabawna jak Pilipiuk w
sadze o Wędrowyczu, niekonwencjonalna jak Terry Pratchett, ale potrafi też być
mroczna i przytłaczająca. Przyznam szczerze, że to właśnie tę ciemną stronę
autorki lubię najbardziej. O zbiorze opowiadań „Pierwsze słowo”, które jest
moją ulubioną książką autorki, pisałam tutaj.
Dziś o lżejszej pozycji pt: „Dożywocie”. Czytelnicy
„Pierwszego słowa” znają ją w niewielkim kawałku bowiem, pierwszy rozdział książki
jest bowiem jednym z opowiadań właśnie w tej książce.
Na „Dożywocie” w książce pisarki został skazany Konrad
Romańczuk, któremu siła wyższa przekazała w spadku rozwalający się dom gdzieś
pośrodku niczego wraz z całym inwentarzem czyli: z aniołem, który ma alergię na
własne pióra więc non stop kicha, Szczęsnym, który od ponad dwustu lat snuje
się po domu i wzdycha za utraconymi miłościami, czymś oślizgłym z mackami, co
wygląda strasznie ale ma za to talent do wypieków i kotem.
Pozycja z gatunku
„lekkich, łatwych i przyjemnych” idealna na plażę lub do pociągu. Polecam w
szczególności fanom Pratchetta – na pewno docenicie ten surrealistyczny
klimacik. Tak jak pisałam, ja wolę ciemną stronę autorki, ale jeżeli ktoś ma
ochotę na rozrywkę w najczystszej postaci, to ta będzie na pewno
pierwszorzędnego gatunku.
"Dożywocie" , Marta Kisiel
Wydawnictwo: UroborosLiczba Stron: 416Kategoria: fantastyka
Joanna Lech
źródło: joannalech.pl |
Ciche Jolene zza drzwi. Śmierć jest znacznie ciekawsza od spania. Napady śmiertelnego poświęcenia i szelest kapci. Gdy skończyła się kawa i nie chce się iść po kawę. To się puszcza ciemnego bluesa. I pisze pojedyncze zdania. Ale takie sowy, na przykład, od dawna nie przylatują na moje okno. Gołębie też nie, moje szyby obsiadły teraz małe, zielone owady i nie będę już więcej pisać o oknach.I nie wiem, czy mi się to nie śni.(Ale śniło się, że cię zgubiłam między półkami z Tuwimem, bo pani kazała układać. I jeszcze ta cała zabawa w bierki, zgniatanie biedronek, rozrzucanie fiszek, naprawdę?)
To jeden z
wierszy, jakie możecie znaleźć na stronie Joanny Lech. Poetka, pisarka. Nie
bierze jeńcow – jej proza tnie jak brzytwa i pozostawia trwałe ślady. Brutalna,
bezpruderyjna, obrazowa. Na pewno spodoba się fanom Żulczyka, choć Lech ma w
sobie więcej hmm… finezji. A najpiękniejsze jest to, że nawet wśród tych
ociekających smutkiem i beznadzieją stronach znajdziesz… poezję.
Nie wiem jak
to się stało, że na blogu nie znalazła się jeszcze ani jedna książka autorki.
Dziś nadrabiając to prezentuję wam dwie książki autorki:
Pierwsza to "Kokon" a jej główna bohaterka to Iga.
Iga to cicha dziewczynka, nie sprawia kłopotów
wychowawczych. Ojciec haruje gdzieś na zachodzie, zapomniawszy właściwe dla
kogo miał to robić, matka pracuje do późna i nie bardzo ma dla córki czas. Iga jest dobra i cicha. I tylko
paznokcie ogryza do krwi.
Iga to niewdzięczna gówniara. Skończona kretynka. Wstrętne,
podłe dziewuszysko. To coś, do czego nie warto się w ogóle odzywać. Nie, Iga
nie pochodzi z patologicznej rodziny. To się może przecież wymsknąć
zdenerwowanej matce w każdym domu…
Jak bardzo może zmienić się dziewczynka łapiąca beztrosko na
język płatki śniegu? Jak daleko można posunąć się szukając akceptacji, miłości,
współczucia drugiego człowieka? I czy kiedy zło zjada cię kawałek po
kawałeczku, to jest jeszcze droga odwrotu?
Książka wstrząsająca, bolesna, pozostawia po sobie
ślad. Jedna z najlepszych, jakie przeczytałam w tym roku.
"Kokon" , Joanna Lech
Wydawnictwo: W.A.B.Liczba Stron: 352Kategoria: literatura piękna
Druga pozycja to „Sztuczki”, w zupełnie innym klimacie. Dużo bardziej subtelna, poetycka. Opowieść o dorastaniu w latach 90-tych,która przypomniała mi ówczesne, zapomniane już zapachy i smaki. Maluchy i polonezy na ulicach, woda grzana w bojlerach i kołtuny we włosach to także moje wspomnienia. Dlatego też, choć w książce jest również wiele o śmierci, przemijaniu i żałobie, ja nie mogłam się oprzeć uczuciu nostalgii. Jeżeli macie ochotę na melancholijną podróż w czasie, koniecznie przeczytajcie i tę pozycję.
"Sztuczki" , Joanna Lech
Wydawnictwo: NiszaLiczba Stron: 160Kategoria: literatura piękna
Dorota Masłowska
źródło: Wikipedia |
Pisarka, felietonistka, autorka tekstów piosenek. Po raz
pierwszy usłyszeliśmy o niej, gdy mając 19 lat wydała „Wojnę polsko-ruską pod
flagą biało-czerwoną”, która od razu zdobyła szereg nagród, została sfilmowana
i okrzyknięta największym odkryciem ostatnich lat.
Dziś niepowtarzalny styl Masłowskiej chyba każdy wprawiony
czytelnik byłby w stanie odgadnąć z zamkniętymi oczami. Nietypowe złożenia,
słowotwórstwo, szyk zdań to jej znak rozpoznawczy. Są tacy, którzy ją
uwielbiają, są tacy, którzy krytykują, za to, że w jej książkach jest niewiele fabuły.
No cóż, to prawda. Jeżeli szukacie napięcia i sensacji, znajdziecie
je u Dana Browna lub Harlana Cobena. Książki Masłowskiej są jak portrety –
przed portretem stoisz, wpatrujesz się w poszczególne jego części, starasz się
zrozumieć symbolikę i na końcu łączysz wszystko w całość. Nie każdy to lubi.
Na blogu pisałam o jej książkach wielokrotnie: o „Jakprzejąć kontrolę nad światem nie wychodząc z domu” (tu i tu )
o „Pawiu królowej” tu: i o „Innych ludziach” tu .
Mam wrażenie, że Masłowska swoją twórczością przede
wszystkim kpi. Szydzi ze wszystkich: prawicy, lewicy, dresiarzy, inteligentów,
Unii Europejskiej, narodowców a także… z samej siebie.
Dziś o jednej z takich typowych pozycji, bez szczególnie
zarysowanej fabuły, za to napisanej takim językiem, że klękajcie narody.
„Kochanie zabiłam nasze koty” to powieść o dwóch
przyjaciółkach – Joanne i Farah, których wspólna droga zaczyna się sypać, gdy
Jo znajduje chłopaka. I… właściwie to tyle. Kilkadziesiąt stron ironii i
szyderstwa przeniesionego tym razem do świata hipsterów, na kurs jogi,
medytacje i zakupy w galeriach handlowych. Fascynujący język, mistrzowskie
metafory i porównania. Jeżeli macie ochotę na próbkę tekstu, wystarczy
przeczytać, co o tych utworze pisze sama Masłowska:
„„Kochanie zabiłam nasze koty” to wypadkowa jak to zwykle bywa z powieściami, przejęcia losem ludzkości i różnych osobistych udręk. W ingrediencjach znajdą więc państwo moje zmęczenie radioaktywnymi miastami i moje zmęczenie radioaktywną sobą. I moje urzeczenie morzem jako tworem w sposób doskonały i beztroski łączącym w sobie bezkres i ściek. Wreszcie – bezustannie zadzwienie kondycją duchową nowego człowieka. Człowieka wolnego, żyjącego poza anachronicznymi, zaśmiardującymi molami kategoriami jak duchowość, religia, polityka, historia. Człowieka w związku z tym bezjęzykowego, człowieka którego mową ojczystą jest Google Translator. Aktualnie mam więc nadzieję, że będą lubili państwo nową książkę. I że zrobi ona Państwa dzień.”Mnie zrobiła.
"Kochanie zabiłam nasze koty" , Dorota Masłowska
Wydawnictwo: Noir Sur BlancLiczba Stron: 160Kategoria: literatura piękna
Olga Tokarczuk
źródło: Wikipedia |
Olga Tokarczuk jest moją ulubioną polską pisarką i Nobel dla
niej był dla mnie jednym z najradośniejszych wydarzeń ubiegłego roku. Jej
książki zaczęły znikać z półek a wielu zaczęło nareszcie słuchać, co ma do
powiedzenia. A mówi mądrze, bo to inteligentna kobieta jest. O ekologii, o
polityce (i tej rodzimej i globalnej) i o naszym społeczeństwie.
Jej książki są bardzo różne. Czasem są to opowiadania fantastyczne
przypominających mistrzowskie pióro mojego ukochanego Stanisława Lema, jak w
opowieściach bizarnych, o których
pisałam tu, czasem trafimy na piękny, poetyczny esej jak w mojej ulubionej
książce autorki „Prawiek i inne czasy”, o której pisałam tutaj .
To znów mamy swego rodzaju epopejo-reportaż historyczny, jak w przypadku
grubaśnych „Ksiąg Jakubowych”, o których pisałam w notatce:
„Trzy grubaśne powieści, które wciągają dopiero od połowy” tutaj. A czasem
bierze się za kryminał, ale kryminał w wydaniu noblistki, to nie będzie zwykła
pogoń zapijaczonego policjanta za seryjnym mordercą. Przekonacie się o tym
czytając np. książkę „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, o której pisałam
tutaj.
Dziś polecę wam jedną z najsmutniejszych pozycji Noblistki. "Ostatnie historie". Trzy kobiety opowiadania, trzy pokolenia i trzy kobiety z
tychże pokoleń babka, matka i córka. Każdej z nich dotyka śmierć.
Rozprawienie się ze śmiercią w powieści, tak aby nie
powielić sztampowych klimatów nie jest proste. A jednak Tokarczuk udaje się to
po mistrzowsku. Nie mamy tu damy z kosą. Nie mamy tu ckliwych pożegnań i tanich
wzruszeń. A jednak ta śmierć przenika nas w całości, otacza, dotyka, zmusza do
refleksji nad życiem.
Nie jest to książka na każdy czas, ale jest to książka dla
każdego. Jeżeli jeszcze nie znasz powieści noblistki, jest to jedna z tych,
którą, obok „Opowiadań biznarnych” i „Prowadź swój pług przez kości umarłych”
polecam na pierwszy raz.
Nie umiem jej streścić. Ale zostawię tu piękny cytat, który
pozwoli, mam nadzieję, wczuć się w klimat.
„Bardzo mnie zajmuje jedna sprawa: kiedy zaczyna człowiek umierać. Musi być taka chwila w życiu, pewnie jest krótka i niezauważalna, ale być musi. Pięcie się, rozwój, droga w górę osiąga punkt kulminacyjny i zaczyna się ześlizgiwanie. Byłoby ro południe życia - słońce osiąga zenit i opada ku zachodowi. Byłoby to przesilenie burzy - największy wiatr, najgłośniejszy grom, od którego zaczyna się cisza. Najgorętszy ogień, który jest początkiem wygasania. Albo upicie się, najmocniejsze, ale już w tym samym momencie zaczyna się trzeźwienie.”"Ostatnie historie" , Olga Tokarczuk
Wydawnictwo: Wydawnictwo LiterackieLiczba Stron: 296Kategoria: literatura piękna
Aleksandra Zielińska
źródło: lubimyczytac.pl |
Młodziutka dziewczyna, tworząca bardzo dojrzałą literaturę. Na
blogu pisałam o jej bardzo ciężkiej książce „Bura i szał” (tutaj, we wpisie 12 książek wyróżnionych w 2017 roku ), w której krążyliśmy po bardzo mrocznych
zakamarkach umysłu szalonej dziewczyny
oraz o trochę lżjeszym, lecz pełnym napięcia zbiorze opowiadań „Kijankii kretowiska” tutaj.
Zielińska jest mistrzynią suspensu, jej opowiadania lub
prozę czyta się tak, jakby oglądało się filmy Hitchcocka. Niby nic się nie
dzieje, a pod skórą ciarki…
Pisarka należy do Hardej Hordy i jej opowiadanie w Antologii
było najsmutniejsze ale też najbardziej zapadające w pamięć. A to o czymś
świadczy.
W 2019 roku autorka wydała kolejną świetną powieść pt:
„Sorge”.
Sorge oznacza troske lub zmartwienie. To doskonała nazwa dla
miasteczka, w którym wydarzył się „Trzask” (i nie ma to nic wspólnego z polityką). Trzask nastąpił w czasie wojny,
kiedy do dworku, w którym mieszkała rodzina Czyżewskich weszli Niemcy i zabili
wszystkich. „Trzask” wydarzył się po raz kolejny 50 lat później, kiedy w
wypadku podczas wycieczki autokarowej zginęła cała klasa – całe najmłodsze
pokolenie Sorge.
Bohaterkami są trzy kobiety zmagające się z traumą i własnym
koszmarem. Dziewczyna, nauczycielka która jako jedyna przeżyła wypadek autokaru
ze szkolną wycieczką. Adela, jej babcia, niegdyś pełna życia, teraz pochowawszy
już męża i kochanka zmaga się z demencją i czeka na śmierć. I Tula – niegdyś
przedsiębiorcza i pełna nadziei młoda żona i matka, teraz złamana życiem
kobieta, która straciła w wypadku córkę.
Narracja książki jest powolna, właściwie nie ma tu dialogów.
Ukazany jest trud życia w małej społeczności, zmaganie się z traumą i ogromna
wola życia, która tkwi w każdym z nas, choć czasem głęboko zakopana pod
cierpieniami.
Polecam, choć ostrzegam, że łatwo nie będzie.
"Sorge" , Aleksandra Zielińska
Wydawnictwo: W.A.B.Liczba Stron: 336Kategoria: literatura piękna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz