Mam w domu zatrzęsienie książek. Półki dosłownie się uginają a na regałach
upycham wszystko w dwóch rzędach i dorzucam jeszcze coś na górę. Pozycje, które
mam zamiar przeczytać już teraz, piętrzą się na szafce nocnej i cierpliwie
czekają na swoją kolej. Czasem czekają dość długo, bo akurat wpadło mi coś
innego, ciekawszego.
Mało tego, oprócz egzemplarzy papierowych mam również
kilkanaście wgranych na Kindle, które na pewno przeczytam na wakacjach. No i
Legimi. Na wirtualnej półce w aplikacji czeka obecnie ponad 130 tytułów.
Skąd te książki? Niektóre, bo słyszałam o nich coś dobrego,
inne – bo znam i lubię autora, a że akurat wydał coś nowego… Kolejne to
klasyka, której po prostu nie wypada nie znać. Kiedyś na pewno po nie wszystkie
sięgnę, tylko teraz akurat jeszcze tylko tę jedną nowość i już już się biorę za
te zaległe…
Czy cierpię na książkowe FOMO? [1]
Myślę, że tak. Ale okazuje się, że z posiadania wielu książek, których jeszcze
nie przeczytałam może również wyniknąć coś dobrego.
Antybiblioteka
Taki wniosek wyciągnął Nassim Nicolas Taleb w swojej
bestsellerowej książce „Czarny Łabędź” na przykładzie księgozbioru posiadanego
przez Umberto Eco – cenionego pisarza, uczonego posiadającego wręcz
encyklopedyczną wiedzę i bardzo dociekliwy umysł.
Otóż, Umberto Eco posiada bibliotekę zawierającą około 30
tysięcy pozycji. Nawet czytając jedną książkę dziennie nie zdołałby przez całe
życie wszystkich przeczytać. Nawet jeżeli założymy, że był wybitny i po
literaturę sięgnął w wieku 4 lat.
Jednak taka ilość wolumenów wcale nie pełni zadania
zaspokajania próżności właściciela. Przeciwnie. Nieprzeczytane pozycje, Taleb
nazywa je „antybiblioteką”, są dla Eco jak wyrzut sumienia (też tak mam 😊
). Biblioteka autora „Imienia Róży” nie była tak ogromna, ponieważ tyle
przeczytał. Była taka, ponieważ chciał czytać i uczyć się coraz to więcej i
więcej.
Taleb mówi jasno: biblioteka danej osoby jest często
symbolicznym przedstawieniem jej umysłu. Człowiek, który przestał powiększać
swoją osobistą kolekcję, mógł dojść do punktu, w którym myśli, że wie
wszystko, czego potrzebuje, a to, czego nie wie, nie jest istotne. On nie
chce dalej intelektualnie rosnąć. Człowiek z ciągle powiększającym się księgozbiorem
rozumie, jak ważne jest pozostawanie ciekawym, otwartym na nowe pomysły i
głosy.
Innymi słowy: jeżeli przeczytałeś wszystkie książki, które
zgromadziłeś w domu, możesz być dumny i łechtać swoje ego triumfalnie pokazując
szafkę z zaliczonymi pozycjami. I to wszystko.
Jeżeli jednak nie brak ci pokory intelektualnej, wiesz ile nie wiesz,
tęsknisz za zdobywaniem nowych lektur lub za odwiedzaniem najbliższej
biblioteki - wówczas masz w domu nie martwą kolekcję lecz żywy, rosnący zasób,
z którego możesz czerpać, uczyć się i rozwijać całe życie.
Tsundoku
Antybiblioteka to sztuczne słowo wymyślone przez Taleba. Ale w kulturze istnieje już takie określenie. To Tsundoku [2] - japońskie słowo, które oznacza się zbiór książek, które kupiłeś lecz jeszcze nie przeczytałeś.
Jest również bibliomania – obsesyjne kupowanie książek tylko
dla ich posiadania nie zaś z zamiarem ich przeczytania.
Jasne, na pewno znajdzie się kilku bibliomaniaków, którzy
posiadają ogromną kolekcję nigdy nie otwartych książek. Badania dowodzą jednak,
że zazwyczaj posiadanie lektur i czytanie idą ze sobą w parze.
Efekt Dunninga-Krugera
Jedno
z takich badań [3] wykazało, że dzieci, które dorastały w domach gdzie było od
80 do 350 książek, jako dorośli lepiej czytali, liczyli i posiadali lepsze
zdolności komunikacyjne niż ich rówieśnicy, którzy wychowywali się w domach bez
literatury. Badacze sugerują, że kontakt z książkami czyni czytanie po prostu
częścią codziennej rutyny wpływając w ten sposób pozytywnie na te umiejętności.
Czyli: jeżeli nie wiesz, że czegoś nie wiesz i nawet nie starasz
się tego sprawdzić, jesteś na najlepszej drodze, żeby wyrosnąć na aroganckiego
buca. A co mają do tego nieprzeczytane książki? Wszystko. Cały ten czekający
stosik książek, których nie przeczytałeś, jest w istocie oznaką twojej
ignorancji. Ale jeśli wiesz, jakim jesteś ignorantem, czyli wiesz, jak wiele
nie wiesz, wyprzedzasz znaczną część społeczeństwa, którzy nie mają o tym bladego pojęcia.
PS.
A sama pozycja „Czarny Łabędź”? Niestety nie jest to zbiór
ciekawostek podobnych do tej o Umberto Eco. Na ten fragment natkniecie się na
samym początku, a potem będzie hmm… bardziej filozoficznie. Choć zgadzam się z
poglądami autora (i mówię to jako absolwentka ekonometrii, choć po
ekonometrykach i rozkładzie normalnym Taleb jeździł jak po łysej kobyle) i
uważam, że jego książka daje do myślenia zwłaszcza wszelkim „ekspertom”
przekonanym o swojej nieomylności, myślę jednak, że spokojnie mógł przedstawić całość
na stu, być może dwustu stronach, zamiast na ponad sześciuset. To książka o tym,
jak niewiele wiemy, o tym jak rzadko wiemy, że nie wiemy i o ogromnych skutkach
tej niewiedzy. Kryzys gospodarczy w 2008 roku, II wojna światowa czy atak na
WTC to tylko kilka przykładów tych następstw. Taleb ewidentnie nie lubi
ekonomistów i nie przepada za statystykami, za to bardzo ale to bardzo lubi
siebie. Ale… może ma rację?
"Czarny Łabędź" , Nassim Nicolas Taleb
Wydawnictwo: Kurhaus Publishing
Tłumaczenie: Olga siara
Liczba Stron: 620
Kategoria: literatura popularnonaukowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz