Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie w tym roku zimy, a w
każdym razie śniegu, nie było. Spadł na jeden (sic!) dzień. Zaskoczył
drogowców, sparaliżował kierowców, uradował dzieciaki i… zniknął. Jeżeli więc
szukacie zimy z prawdziwego zdarzenia, musicie wybrać się dalej niż centrum
Polski. My uciekliśmy na daleką północ a konkretnie… do Norwegii na koło
podbiegunowe.
Kiedy na Instagram zaczęłam wrzucać zdjęcia przepięknych
krajobrazów, zorzy polarnej a także napotkanych zwierząt zostałam wręcz
zasypana pytaniami. Jak tam jest? Co tam robić? Jak sobie radzić z niskimi
temperaturami i czy w noc polarną to w ogóle warto tam jechać? No to siup.
Odpowiadam na wszystko.
Co tam robić?
My pojechaliśmy do Tromso na 5 dni, przy czym 2 dni były
przeznaczone na podróż. Pozostałe 3 mieliśmy wypełnione po brzegi. Oczywiście
wszystko zależy od pogody. Kiedy wieje lub są burze śnieżne, mieszkańcy
doradzają pozostanie w domu. Nam dopisała przez 2 dni, ale nawet gdy wiatr
przekraczał 70 km/h i ciężko było otworzyć drzwi od auta, udało nam się znaleźć
coś ciekawego.
A zatem po kolei.
- Polowanie na zorzę polarną
Zobaczenie zorzy polarnej było jednym z naszych największych
marzeń. Do końca nie byliśmy pewni, czy uda się je spełnić, bo aurora bywa
kapryśna i nie pokazuje się na każde życzenie. Ale byliśmy przygotowani –
sprawdzaliśmy na dedykowanej stronie internetowej tutaj czy warto wychodzić z domu i jeżeli strona mówiła „go” to ruszaliśmy w mało
oświetlone miejsce i gapiliśmy się w niebo. Mieliśmy szczęście. Spędzając w
Tromso 4 noce aż dwie były cudownie oświetlone. Na zdjęciach z telefonu nie
widać wprawdzie tego aż tak pięknie jak w profesjonalnych aparatach, ale i tak
robi wrażenie. Marzenie spełnione.
- Fiordy będą Ci z ręki jadły
Głębokie,
polodowcowe zatoki z charakterystycznymi stromymi brzegami to jeden z głównych
elementów norweskiego krajobrazu. Nie ma dla mnie piękniejszego widoku niż
połączenie gór, wody i chmur. A biały puch wokół dodaje całości magii. W Tromso
znajdziesz wiele wycieczek zorganizowanych, gdzie w busiku zostaniesz zawieziony
z jednego punktu widokowego do drugiego. Jeżeli jednak tak jak my wolisz opcję
samodzielną, oto kilka charakterystycznych punktów na mapie, do których warto
podjechać (zobaczysz je klikając w nazwę): Grotfjorden,
Viewpointwaterfalls, Ersfjord i jeszcze raz Ersfjord, Ersfjordbotn, Kaldfjord, Håkøya i Prestvannet. Przejechanie
i zobaczenie wszystkich tych miejsc wraz z krótkimi spacerami po okolicach
zajmie ci około 4-5 godzin.
- Zwiedzanie Lodowego Hotelu
Wycieczki do Tromso Ice Domes nie mieliśmy w planach, ale że aura nie dawała za wygraną i na dworze nie dało się przebywać dłużej niż 3-4 minuty, zdecydowaliśmy się na dość daleką wyprawę do tego miejsca.
Lodowy hotel, jak sama nazwa wskazuje, jest po prostu jednym wielkim, bardzo luksusowym… igloo. W środku znajduje się sala kinowa, w której możesz zobaczyć, jak całość została zbudowana. A także sypialnie, łazienki a nawet bar w którym w ramach biletu zwiedzający mogą napić się kieliszka czegoś, co nazwano tam wódką (ale dla nas Polaków był to raczej sok żurawinowy, nie mniej jednak pyszny). Dla kierowców znajdzie się bezalkoholowa wersja napitku.
Obok znajduje się chatka, w której w możesz zjeść pyszną zupę rybę i napić się czegoś ciepłego w cudownym klimacie górskiego schroniska.
- Przejażdżka psim zaprzęgiem
Cudowna sprawa i od razu zapewniam wszystkich ekologów, że
nie ma to nic wspólnego z przejażdżką np. koniem na Morskie Oko.
Husky, które używane są w psich zaprzęgach ewidentnie
kochają swoją robotę. Psy uwielbiają ludzi i bieganie. Niecierpliwie czekały na
swoją kolej kiedy będą mogły ruszyć na kolejną wycieczkę. Piesków nie pogania
się w żaden sposób (a już na pewno nie batem!). Trzeba się z nimi po prostu
dogadać i pomagać im solidnie pchając sanie, kiedy mają pod górkę.
Wybierając się na przejażdżkę masz dwie możliwości: możesz
siedzieć w saniach i być wiezionym przez przewodnika lub… powozić samemu. My
zdecydowaliśmy się na tę drugą opcję. Każde z nas przeszło szybki kurs
powożenia psim zaprzęgiem i… w drogę. Zmieniliśmy się w połowie trasy, więc
każdy z nas mógł przez 30 minut spróbować swoich sił. A po przejażdżce na
wszystkich uczestników wyprawy czekał pyszny obiad. Kus kus z warzywami dla
wegan lub gulasz z renifera dla mięsożerców.
Wycieczkę warto zarezerwować sobie co najmniej dwa dni
wcześniej. Do „bazy wypadowej” można dojechać samemu lub z centrum Tromso
busikiem, który zgarnia wszystkich o umówionej godzinie a potem odwozi na
miejsce. Jest kilka świetnych miejsc organizujących tego typu atrakcje, my
zdecydowaliśmy się na to.
- Przechadzka po górach
W okolicach Tromso jest wiele malowniczych szlaków, jednak
pogoda zweryfikowała nasze ambitne plany i pozwoliła na realizację tylko
jednego króciutkiego, za to bardzo atrakcyjnego wejścia.
Weszliśmy na górę Floya położoną 671 m.n.p.m. Ponieważ na
szlak dotarliśmy dopiero około 14, czyli kiedy już zapadały ciemności,
wzięliśmy kolejkę - zarówno w górę jak i
w dół. Do przejścia na szczyt zostało nam jedynie 3 km w dwie strony, które
zaliczyliśmy w półtorej godziny. Na wycieczkę niezbędne są raki, choć lepiej
sprawdzą się rakiety śnieżne oraz czołówka. Piękne widoki wynagrodzą mozolne
brnięcie w śniegu. Warto.
- Farma reniferów
Podobno
warto. My tam ostatecznie nie dojechaliśmy. Mieliśmy do wyboru – farma lub góry
a ponieważ renifery udało nam się spotkać na dzikim wypasie podczas wycieczki
na fiordy, wybraliśmy spacer. Ale jeżeli wy będziecie mieli chęć na wycieczkę,
renifery na farmie spotkacie tu.
- Tromso
Urocze małe miasteczko, po którym warto się przespacerować,
najlepiej niosąc w ręku grzane wino kupione na jednym ze straganów. Pięknie
oświetlone, pełne uroczych kawiarenek czy barów. Zachwyca i centrum i pobliska
przystań. Miasteczko jest naprawdę malutkie, obejście całości nie powinno zająć
więcej niż godzinę.
Jak tam jest?
Jeżeli myślisz, że jest ciemno i zimno, to… masz trochę
racji. Jednak mimo braku słońca i niskiej temperatura Norwegia tchnie spokojem,
który sprawia, że czujesz się przytulnie i po prostu miło. W czasie, gdy my tam
byliśmy, czyli na początku stycznia słońca nie było wcale. Nie oznacza to
jednak, że cały czas panowała zupełna noc. Od 10 do 14 było szarawo jak u nas
tuż przed świtem. Biel śniegu dostarczała dodatkowego światła - wystarczająco,
by podziwiać piękne widoki.
Temperatura odczuwalna jest rzeczywiście dość niska,
zwłaszcza gdy wieje wiatr. Jednak bielizna termiczna, spodnie narciarskie,
gruby sweter i porządna zimowa kurtka, czapka, szalik i rękawiczki skutecznie
ochronią Cię przed mrozami. Jeżeli urodziłeś się w latach 80-tych lub
wcześniej, to równie niskie temperatury możesz pamiętać także z Polski. I dałeś
radę wtedy, dałbyś i teraz. Poza tym zawsze można zabrać ze sobą termos z
gorącą herbatą lub napić się grzanego wina. Pomaga.
Co jeść?
My w Norwegii właściwie codziennie jedliśmy zupę rybną. Za
każdym razem była pyszna i choć zawsze smakowała inaczej. Oprócz tego
znajdziesz na kole podbiegunowym renifery w każdej postaci: gulasz z renifera,
renifero-burgery czy renifera w postaci cienkich plastrów wędliny. Spróbowałam,
dziękuję, takie sobie. Poza tym ryby ryby i jeszcze raz ryby. Łososie, rekiny,
wieloryby i czego to jeszcze oni nie wymyślą. Przykładowe ceny na zdjęciach
poniżej.
Jak się zorganizować?
- Lot:
Z Polski bez problemu znajdziesz wiele lotów do Tromso.
Można skorzystać z tanich linii lotniczych, które lecą tam bezpośrednio z
Gdańska lub tak jak my polecieć z przesiadkami SASem z Warszawy. Koszt biletu
zależy zawsze od tego, na ile wcześniej go wykupisz, najtańszą opcją jaką
widziałam było chyba 300 zł w dwie strony.
- Noclegi
Baza hotelowa jest ogromna, więc jest w czym wybierać. My
zdecydowaliśmy się na trzy miejsca:
- Położony na najdalej wysuniętym na północ
zakątku wyspy Sommarøy Arctic Hotel.
Zdecydowaliśmy
się na niego, ponieważ był oddalony od miejskich świateł a w okolicy często
była szansa na zobaczenie zorzy. I udało się. Nocowaliśmy tam dwie noce i
każdej upolowaliśmy piękną zieloną łunę na niebie. Gdybyście zdecydowali się na
ten hotel, na polowanie na aurorę warto pojechać tu.
- Drugi
„hotel”, który wybraliśmy, był najpiękniej położonym miejscem w jakim
kiedykolwiek spałam. Mowa o Camp North Tour i leży tu.
Namioty
położone w samym sercu gór. Wspaniała okolica na spacery, przytulny pokój i
pyszne jedzenie równa się cudowna atmosfera. Spędziliśmy tam jedną noc.
Niestety nie było widać akurat wtedy zorzy polarnej, a szkoda, bo zasypiać z
takim widokiem byłoby wspaniale. Za to wrażeń dostarczyła nam burza śnieżna,
która szalała prawie do rana. Nieziemsko było słuchać szumu wiatru i patrzeć na
szalejący żywioł rozkoszując się jednocześnie ciepłem wygodnego łóżka.
- Położony na najdalej wysuniętym na północ zakątku wyspy Sommarøy Arctic Hotel.
- Drugi „hotel”, który wybraliśmy, był najpiękniej położonym miejscem w jakim kiedykolwiek spałam. Mowa o Camp North Tour i leży tu.
- Auto
My tradycyjnie już korzystaliśmy ze strony Rentalcars i auto
odebraliśmy na lotnisku w wypożyczalni Hertz. Cena zależy od tego, na ile
wcześniej zamówisz auto no i oczywiście od klasy. Najdroższe są suvy 4x4. My
wybraliśmy volvo v40 a ostatecznie dostaliśmy peugota 3008. Samochód miał
zamontowane kolce na oponach więc zupełnie wystarczał na te warunki.
Ale uwaga – Tromso nie jest dla niedoświadczonych
kierowców. Drogi bywają śliskie, te
mniejsze nie zawsze są odśnieżone a wichury czasem redukują widoczność do zera.
Ale jeżeli przeżyłeś za kierownicą kilka prawdziwych polskich zim, to i tam
dasz radę.
- Sprzęt
Z dodatkowego sprzętu oprócz ciepłych ubrań zabraliśmy:
rakiety śnieżne (można wypożyczyć na miejscu, ale po przeliczeniu okazało się,
że taniej jest kupić je w Polsce i zabrać ze sobą), raki, kijki (ale nie są
niezbędne) i czołówkę. Przydają się jeżeli masz ochotę na spacer górskimi
szlakami.
Czy warto tam pojechać?
Moim zdaniem warto. To jedno z najpiękniejszych miejsc na
świecie. Po hałaśliwej Azji czy przytłaczającej swoją wielkością Ameryce
cudownie było poczuć prostotę i równowagę surowej północy. Ale Norwegię możesz
poczuć też w Polsce. Jechać na Mazury i spotkać Łosia (pozdro Mrągowo!) , wziąć
sushi na dowóz w Gdańsku i zjeść je na pustej plaży patrząc w morze lub
pospacerować zimą w Tatrach do Doliny Pięciu Stawów. Też będzie pięknie.
A jeżeli zdecydujesz się na podbijanie koła podbiegunowego,
w razie pytań – pisz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz