31 grudnia 2019

Jeszcze w zielone gramy, czyli podsumowanie 2019 roku w liczbach.




31 grudnia. Czas podsumowań, czas planów. 

Podsumowania uwielbiam – przeglądam wspomnienia niczym zdjęcia w albumie, wysnuwam wnioski, uczę się. 

Planów od jakiegoś czasu nie robię. Staram się żyć chwilą, łapać to, co jest tu i teraz bez żadnych oczekiwań wchodzić w przygodę, którą przynosi kolejny dzień. 

Będzie więc jedynie bilans przeszłości, nie tylko książkowy!

Co zatem przyniosło te minione 365 dni?

Z życia prywatnego: wciąż 2 dzieci i 1 mąż. W tym roku szkodniki przepoczwarzały się z roczniaka i czterolatka w rezolutnych dwu i pięciolatka. Coraz bardziej samodzielni, przemądrzali ale wciąż przesłodcy.

Z życia blogowego: 19 wpisów. Często pytacie mnie, jakim cudem udaje mi się pogodzić wychowywanie dwójki dzieci, pracę, aktywność sportową, czytanie książek i prowadzenie bloga. 

Odpowiedź jest prosta: nie udaje mi się. Najbardziej cierpi na tym blog, bo jak widać częstotliwość wpisów spada na łeb na szyję. Na szczęście czytelnictwo nie. Chciałabym poprawić się w przyszłym roku, ale nic nie obiecuję. 

Jeżeli jesteście ciekawi, jakie dokładnie statystyki miał mój blog w ciągu ostatnich 12 miesięcy, możecie je zobaczyć tutaj.

Co jeszcze?

4009 km przejechanych na rowerze. W tym roku odstawiłam samochód i sięgam po niego tylko wtedy, kiedy jest mi naprawdę niezbędny. Efekt jest piorunujący. Świetna forma, trzecie miejsce w pracowej rywalizacji Endomondo i figura jak z żurnala. 

Są też minusy – pięć pękniętych dętek rowerowych, dwa wypadki zakończone siniakami, zadrapaniami, zwichniętym palcem i ukruszonym zębem (jedynką (sic!)) ß to już bardziej jak z ringu bokserskiego niż z żurnala 😉 

Poza tym 163 km przebiegnięte - tu bez spektakularnych sukcesów ale i tak całkiem nieźle, biorąc pod uwagę to, że biegałam w tym roku tylko przez 2 miesiące, 41 km na rolkach  i 90 km zrobione po górach, pagórkach i malutkich wzniesieniach – tego mi zdecydowanie za mało, za górami tęsknię bardzo.

111 przeczytanych książek, które łącznie dają 40 963 strony. Najkrótszą pochłoniętą pozycją była „Szarańcza” Gabriela Garcii Marqueza (128 stron) a najdłuższą „Starcie Królów” (druga część „Pieśni lodu i ognia”) Georga R. R. Martina – 928 stron. Szczegółowa lista i recenzje najciekawszych lektur za kilka dni na blogu. Stay tuned.

5 seriali obejrzanych od deski do deski i kilka napoczętych. Te obejrzane w całości to klasyka: "Dexter" - 8 sezonów i "Teoria Wielkiego Podrywu" - 12 sezonów (tego będzie mi brakowało w szczególności) oraz nowości: "Wielkie kłamstewka" (2 sezony) z czołową hollywoodzką obsadą, "Czarnobyl", o którym pisałam tutaj i nasz polski "Ślepnąc od świateł", o którym pisałam tutaj. To był również rok długo oczekiwanego ostatniego sezonu "Gry o Tron", ale napisano już o nim tyle, że dziś daruję sobie komentarz.  Oprócz tego zaczęłam i wciąż oglądam: "Stranger Things", "Dark", "Orange is a new black" i "You'd better call Saul". 

4 fantastyczne pierwsze razy. Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam próbować nowych rzeczy. Jestem bardzo łakoma na doświadczenia. W tym roku:
  • po raz pierwszy pływałam na wake’u. Świetna przygoda. Zaliczyłam ten sport w tym roku tylko dwa razy i żałuję, że tak mało, bo za każdym było coraz fajniej. Szykuję się na super przygodę w sezonie letnim 2020.
  • po drugie – po raz pierwszy pływałam na kajaku. Aż nie mogę uwierzyć, że robiłam to po raz pierwszy (a kilka tygodni później po raz drugi). A do tego pyszny obiad na przystani w przerwie – cudo. Monia – dzięki za te chwile, były niezapomniane. Łącznie przepłynęłam 20 km
  • po trzecie – po raz pierwszy, drugi i trzeci w życiu brałam udział w laser game. Nie będę ściemniać, pierwsze dwa razy kompletnie mi się nie podobały i wypadłam w nich fatalnie. Za to za trzecim razem zajęłam nawet pierwsze miejsce i okazało się, że jednak nie jestem aż taką pacyfistką jak myślałam 😉
  • po czwarte – udało mi się, po raz pierwszy i pewnie ostatni w życiu, zejść na linie po jednym z warszawskich wieżowców. Widoki słabe, bo patrzysz głównie w ziemię, ale adrenalina niesamowita.


3 odwiedzone kraje i cała masa polskich miasteczek. W tym roku udało nam się pojechać na Tajwan (obiecuję, że już niedługo pojawi się wpis ze wskazówkami, co zobaczyć i gdzie spać – bo ten kraj naprawdę warto zwiedzić!) a także po raz kolejny Węgry (tym razem Eger, którego wcześniej nie znaliśmy) i Czechy (Poprad, którego również wcześniej nie odwiedzałam). Poza tym Gdańsk, Mielno, cały Górny Śląsk, Czarna Góra, Kazimierz Dolny i Wisła. Polska jest piękna!

16 nowych szwów zdobiących prawą stronę mojego brzucha od piersi aż po biodro. Pojawiły się zupełnie niespodziewanie pod koniec stycznia i codziennie przypominają mi, jak ciężką walkę stoczyłam i jaką jestem dzielną babą. Dumna z nich  jestem bardzo.

A poza tym? Kilka nowych przyjaźni, wiele godzin rozmów, śmiechu i wzruszeń z przyjaciółmi starymi, sto pociech, tysiąc utrapień i jedna, stała i niezmienna wiara w szczęśliwe zakończenia i lepsze, wolne od błędów jutro. I takich świeżych jutr życzę wam codziennie w 2020 roku. Nie dajcie się.

PS. A jeśli nie chciało wam się czytać powyższego, to całość całkiem ładnie podsumowuje Instagram (więcej zdjęć możecie zobaczyć tu):



 A wy macie jakieś plany na przyszły rok? Pochwalcie się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz