Pod ostatnim postem na fanpage, tym w którym opisuję 143
przeczytane w 2018 roku książki, Agata napisała:
„ Iza, matko dwóch Maluchów, Dziewczyno niemożliwa! Jak Ty to robisz?! Kiedy Ty pierzesz, prasujesz, sprzątasz i gotujesz?! Czy Ty nie musisz spać?! Proszę o osobny wpis na blogu o tym, jak w jednym tylko roku przeczytać 143 książki!”
No to proszę, wedle życzenia.
Taki post już kiedyś powstał. Prawie 3 lata temu napisałam
tutaj o moich sposobach na czytanie przy niemowlaku. Oj, jaka byłam wtedy
przemądrzała. Teraz, po roku spędzonym z Dzieckiem Numer Dwa wiem jedno – każdy
maluch jest inny i każdy wymaga indywidualnego podejście.
Starszy to anioł – jako niemowlak głownie spał i jadł lub
bawił się sam układając klocki lub wymyślając inne atrakcje. Młodszy to tzw.
„żywe srebro”, choć ja częściej używam określenia „diabeł wcielony”. Prawie nie
śpi, najchętniej nie schodziłby z rąk, a jeśli już chce pobyć sam to na pewno
tylko po to by coś zbroić lub rozbić sobie głowę.
A jednak mimo takiego łobuziaka w domu udało mi się jakoś
przetrwać rok, przeczytać naprawdę dużo książek i jeszcze zadbać o kondycję.
Jak to zrobiłam? Ano tak:
Grudzień 2017, 11 książek
Mały Leonard urodził się 9 grudnia. Do tego czasu miałam
raczej wolne dni – Julek w przedszkolu, Bartek w pracy. Przez ten czas
przeczytałam 3 książki.
A potem – no cóż. Narodziny synka, 7 dni w szpitalu, święta
święta i po świętach. Szczerze mówiąc ledwo ten czas pamiętam. Wiem jedno –
spałam wtedy jakieś 3-4 godziny na dobę, bo Leoś traktował mnie jak miskę z
jedzeniem, przytulankę i smoczek w jednym.
A co robić, jeżeli nie masz szans wstać z kanapy przez 20
godzin dziennie? Ja głównie czytałam. A Julek? Gotowanie? Pranie? Szczerze
mówiąc kompletnie nie pamiętam, więc pewnie zajmował się tym Bartek.
Styczeń 2018, 16 książek
W styczniu udało mi się poznać 16 książek, w tym 4
audiobooki. Jak?
Leoś nadal przykleja się do mnie non stop, chyba że akurat
uda mi się go zabrać na chwilę na spacer. A, raz dla własnego zdrowia
psychicznego odstawiam go na 2 godziny i uciekam na łyżwy. Dziękuję mężu!
Na spacerach ruszają audiobooki, jeden z najcudowniejszych
wynalazków ludzkości.
Julek jest najlepszym starszym bratem na świecie – po
powrocie ze żłobka chętnie przytula się do brata i zajmuje go choć na chwilę.
Czasem wspólnie gotujemy. Tydzień spędza w szpitalu i wtedy
logistyka robi się trochę trudniejsza, ale z pomocą rodziców dajemy sobie
świetnie radę i nawet udaje mi się spędzić z nim jego urodziny.
Czytam sporo wieczorami, żeby zabić ponure myśli w samotne
zimowe wieczory, które B. spędza z Juju na oddziale.
Luty 2018, 10 książek
To miesiąc nie przeczytałam zbyt wielu książek, ale
przeczytałam pięciotomowych Nędzników, czyli lekko licząc jakieś 1700 stron.
Więc i tak nieźle. Jak mi się to udało?
W lutym wstaję z kanapy! Na tydzień wyjeżdżamy z
przyjaciółmi na Mazury, gdzie zmieniamy się przy dzieciach tak, aby każdy miał
przynajmniej 4 godziny tylko i wyłącznie dla siebie. Cudowne chwile!
Ja wykorzystuję je
jeżdżąc na nartach, pływając na basenie lub ćwicząc na siłowni. No i oczywiście
czytam. Przy hotelowym kominku. Fantastycznie.
A około północy, kiedy wszyscy już kładą się spać, ja robię
z Leo kilometry po hotelowych korytarzach. Oczywiście słuchając przygód Jeana
Valjeana.
Zaczynam też biegać. 18 lutego robię moje pierwsze 5
kilometrów i od razu łapię bakcyla. Z każdym tygodniem biegam coraz więcej –
zawsze z audiobookiem na uszach.
Marzec 2018, 12 książek
Wciąż nie udaje mi się przespać więcej niż 4 do 5 godzin na
dobę, co daje baaardzo dużo czasu na czytanie. Karmiąc w nocy korzystam z
Kindle lub Legimi w trybie nocnym. W dzień, kiedy Leoś śpi, czytam książki
papierowe.
No i oczywiście wersje słuchane – w marcu spośród 12 książek
4 przesłuchałam. Kiedy? Na spacerach, biegając (w marcu biegałam zazwyczaj raz
w tygodniu między 5 a 7 rano, kiedy miałam pewność że młody szkodnik będzie
spał), prasując, sprzątając…
W marcu też ruszamy z Leo na fitness dla mam z dziećmi. Dwa
razy w tygodniu. Cudowne dziewczyny i super dawka endorfin. No i prezent od
męża: jeden wolny wieczór w tygodniu. Dla mnie to oznacza jedno: powrót na
jogę. Dziękuję!
Gotowanie? Pewnego dnia robię z dziećmi swoje pierwsze w
życiu kluski śląskie. Pycha.
Kwiecień 2018, 10 książek
Kwiecień jest fajny i aktywny. Bartek dużo czasu spędza z
nami w domu, więc mam czas czytać kiedy on zajmuje się Leo – to jakieś dwie
dodatkowe godziny. Hurra!
Po latach przerwy udaje nam się również wrócić na ściankę
wspinaczkową! Mały grzecznie leży na macie i obserwuje a rodzice śmigają.
Polecam.
No i oczywiście biegam – jakieś 2h tygodniowo. Udaje mi się
po raz pierwszy w życiu przebiec dystans półmaratonu i jestem z siebie bardzo
dumna. W czasie biegania i spacerów przesłuchuję w kwietniu 3 audiobooki.
W tym miesiącu wyjeżdżamy też na krótkie, acz bardzo
intensywne wakacje, gdzie wydrapuję dla siebie trochę czasu na rower. Jeżeli jesteście ciekawi, jak podobało nam się w Omanie, zajrzyjcie tutaj.
Maj 2018, 16 książek
Maj to dużo wycieczek, mój pierwszy lot szybowcem i sporo
godzin spędzonych w aucie, w którym przesłuchałam aż 9 audiobooków.
Udaje mi się też namówić przyjaciółkę na wspólny jednodniowy
wyjazd w góry i wraz z Leo w nosidełku robimy ponad 30-to kilometrowy trekking
po Beskidach Niskich. Super sprawa! Naszą wspinaczkę możecie zobaczyć tutaj.
A pozostałe 7? No cóż… Mały wciąż budzi się w nocy, więc mam
wtedy sporo czasu.
Czerwiec 2018, 13 książek
W czerwcu krążymy od jednej przychodni do drugiej, od
jednego lekarza do kolejnego. A popołudniami? Julek pokochał wspólne gotowanie,
więc czas spędzamy głównie w ten sposób. Albo na placu zabaw.
Odkrywam też, że Leoś uwielbia siedzieć w łóżeczku i patrzeć
jak mama ćwiczy na orbitreku. I naprawdę świetnie się przy tym bawi a po około
40 minutach skrzypienie maszyny po prostu go… usypia. Wykorzystuję tę sztuczkę
przynajmniej raz w tygodniu. No i oczywiście wciąż chodzimy wspólnie na
fitness.
Biegam trochę mniej, za to sporo jeżdżę na rowerze. Jeżdżąc
i spacerując przesłuchuję 7 audiobooków. Leoś zaczyna już przesypiać noce, ale
ja wciąż się budzę bardzo wcześnie (około 4-5 rano), co pozwala mi na przeczytanie
6 kolejnych książek.
Aaa byłabym zapomniała. Dla zabicia rutyny na kilka dni
wyjeżdżam z mamą i chłopcami w Karkonosze. Pewnego dnia Julek zostaje z mamą w
Szklarskiej Porębie a my z Leo zdobywamy Szrenicę. Wspinaczkę można prześledzić tutaj.
Lipiec 2018, 11 książek
Początek miesiąca jest fajny. Odkurzam rolki i wciąż chodzę na fitness. Ale to tylko pierwsze kilka dni...
Lipiec był trudny – właściwie cały miesiąc Julek spędził w
szpitalu a ja w ciągu dnia usiłowałam tak wszystko zaplanować, żeby być w dwóch
miejscach jednocześnie. Czasem udawało się Leonarda zabrać w odwiedziny do
szpitala, czasem pomagali rodzice. Bez ogromnej pomocy mojej mamy, teściów i
przyjaciół ten czas byłby dużo trudniejszy. Bartek nocuje w szpitalu a prosto
stamtąd jeździ do pracy.
Na 11 przeczytanych w tym miesiącu książek aż 7
przesłuchałam – głównie na rowerze, którym jeździłam w odwiedziny do Julka. Z
braku czasu mocno ograniczyłam pozostałe treningi, choć starałam się narzucić
sobie dyscyplinę i przynajmniej poćwiczyć trochę w domu z Leo.
Mały zaczyna sypiać już bardzo dobrze, więc ja od 20 siedząc
sama w domu mam aż za dużo czasu na książki.
Sierpień 2018, 11 książek
W sierpniu dalej krążymy między domem a szpitalem, choć już
rzadziej. Sporą część czasu Julek spędza w domu lub z dziadkami, do przedszkola
ani żłobka w tym miesiącu nie chodzi.
Popołudniami wyciągam z szafy rolki i robimy z Julkiem po
kilka kilometrów – on na hulajnodze a ja pchając wózek na moich kółeczkach.
Kiedy dzieciaki zasypiają – wracam do biegania. Staram się
wychodzić dwa lub trzy razy w tygodniu zazwyczaj między 22 a północą. Minus
nocnego biegania jest taki, że trudno potem zasnąć. No ale zawsze można
poczytać…
Na 11 poznanych książek 4 to audiobooki.
Wrzesień 2018, 13 książek
Wrzesień zaczął się trudno, bo wciąż szpitalnie, ale potem
było tylko lepiej. Kilka krótkich, ale bardzo fajnych wyjazdów z przyjaciółmi,
dwa wesela i festiwal świateł. Z Leo i przyjaciółką w dwa dni przechodzimy po
górach prawie 60 km zdobywając jednego dnia Babią Górę (i to po łańcuchach i
drabinkach! – zdecydowanie nie polecam żółtego szlaku z dzieckiem) a drugiego
Małą Babią Górę. Działo się. Obie wycieczki można obejrzeć tu i tu.
We wrześniu biegam bardzo dużo i to głównie wtedy słucham
książek. No i oczywiście podczas spacerów. Na 13 pozycji pochłoniętych we
wrześniu aż 6 było w postaci audiobooków. A pozostałe 7? Tradycyjnie w nocy lub
w dzień, kiedy Leoś ucinał sobie dwugodzinną drzemkę.
Maluchy kiedy są we dwójkę dają coraz bardziej popalić, choć
nadal udaje nam się wspólne gotowanie, sprzątanie a nawet wspólne ćwiczenia,
choć czasem oznacza robienie pompek z obydwoma na plecach 😉
Październik 2018, 11 książek
Październik to chyba pierwszy miesiąc, w którym zaczynam
czuć kryzys. Ok, udało mi się przeczytać 11 książek, w tym jedną która miała
prawie 1000 stron, ale za to dwie były 60-stronicowymi nowelkami. Więc średnia
raczej wypada blado.
Do połowy października jeszcze biegam, udaje mi się nawet
pobiec w zawodach i zrobić naprawdę niezły czas na półmaratonie, ale potem
organizm odmawia posłuszeństwa i muszę odpocząć.
Leoś zaczyna już chodzić i interesować się zabawkami Julka a
wiadomo, że braterska miłość kończy się tam, gdzie zaczyna się miłość do
transformersów. Jest trudno, ale będzie lepiej, prawda?
To jest też moment, kiedy czuję, że przestaję panować nad
bałaganem. Zaczynam tonąć w porozrzucanych przez Leo zabawkach, praniu i
prasowaniu. Ale co tam. Damy radę!
Listopad 2018, 8 książek
Zbuntowana i zmęczona bardzo chcę wakacji. No to jedziemy!
Spędzamy całą rodziną fantastyczne dwa tygodnie w Azji. Czytam dużo mniej, bo
bycie z dwójką dzieci non stop skutecznie to uniemożliwia, ale przygoda goni
przygodę i nie ma ani chwili nudy.
Na lektury zawsze zostają mi noce, które przez jet lag stają
się jeszcze dłuższe niż przy mojej tradycyjnej polskiej bezsenności.
Po powrocie wracam do
biegania, ale dużo mniej intensywnie. Ciało mówi stop. Dlatego na 8 książek
tylko 3 to audiobooki.
Pranie, prasowanie i sprzątanie przy dwójce non stop
bijących się krzykaczy? Litości!
I tak dobrnęłam do 9 grudnia 2018, kiedy to Leoś skończył
rok. Nie licząc hardcorowej końcówki, nie było tak strasznie. Książki udało mi
się głównie albo przesłuchać, albo przeczytać z dzieckiem na piersi. Na pewno
pomaga mi to, że czytam dość szybko – od 40 do 70 stron na godzinę, w
zależności od książki.
Po co to wszystko napisałam? Nie po to, żeby podkreślić jak
można sobie perfekcyjnie radzić w domu, bo mnie do perfekcji naprawdę daleko i
gdybyście zapytali mojego męża to na pewno duszkiem wymieni wszystko czego mu
brakuje i będzie to dość długi wykład 😉. Zaległe prasowanie wysypuje się z szafki,
potykam się o rozrzucone zabawki, obiadu nie gotuję codziennie a od razu na 3
dni a gdyby nie kochana pani Dorota, która wpada raz na 3 tygodnie, pewnie nie
miałabym tak czystego mieszkania.
Piszę to po to, żeby pokazać, że się da. Po prostu odpuść
sobie niektóre zbędne czynności i poświęć przynajmniej połowę czasu, który Twój
maluch łaskawie przesypia nie na obowiązki domowe (no chyba, że to uwielbiasz),
ale na to, co naprawdę daje ci przyjemność. Niech to będzie choć godzina
dziennie.
Zawsze byłam osobą bardzo aktywną, uwielbiałam wyjazdy,
imprezy, przygody. Dzieci bardzo mnie ograniczyły i czasami siedząc w domu
czułam się jak dzikie zwierzątko uwięzione w klatce. Ale jak tylko łapało mnie
takie uczucie, pakowałam się i zabierałam Leo w góry albo całą rodziną
jechaliśmy nad morze albo z przyjaciółmi jeszcze w jakiś inne miejsce, byle
odkryć coś nowego. Jasne, jest to raczej ersatz, niż intensywne życie za jakim
tęsknię, ale jak się nie ma co się lubi, to naprawdę można pokochać to, co się
ma. A uśmiech dzieciaków potrafi wynagrodzić wiele wyrzeczeń.
A Ty jak znajdujesz czas na swoje pasje? Podziel się
sposobami 😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz