Wojciech Smarzowski jest jedynym polskim reżyserem, którego
filmy oglądam zawsze. Widziałam wszystkie jego pełnometrażowe obrazy i każdy
jest świetny. „Dom Zły” wzbudzał we mnie takie emocje, że musiałam oglądać go
na dwa razy – za jednym zamachem nie dałam rady. O „Róży” myślałam potem przez
dobrych kilka dni i nawet śniły mi się sny związane z tym filmem. Emocje są
zawsze. „Pod mocnym Aniołem”, mimo całego mojego uwielbienia dla Jerzego
Pilcha, jest filmem lepszym niż książka.
Smarzowski nie boi się trudnych tematów - budzący kontrowersje „Wołyń” (o którym
pisałam tu) czy wspomniana wcześniej „Róża” to kino, o którym powinno się
rozmawiać i rozkładać na czynniki pierwsze. A jednak dopiero „Kler” wzbudził w
Polsce taką sensację i przyciągnął do kina tysiące, ba miliony ludzi. Dlaczego?
Zazwyczaj, jeżeli reżyser bierze się za jakąś grupę zawodową
to wiadomo, że będzie źle. Pamiętacie „Wyjazd integracyjny” Przemysława
Agermana albo "Botoks" Patryka Vegi? OK, ja też nie – te filmy miały tak słabe
recenzje, że szkoda mi było na nie czasu, ale widziałam zwiastuny i czytałam
recenzje – podobno była to jazda bez trzymanki nie pozostawiająca suchej nitki
odpowiednio na pracownikach korpo czy na lekarzach. . Podobnie zrobił
Smarzowski w „Drogówce” – w tym filmie nie ma chyba ani jednego pozytywnego
bohatera.
A "Kler" jest pod tym względem inny. To nie obraz
piętnujący religię, katolików czy obrażający tych, którzy co niedzielę stawiają
się na mszy świętej. Jak powiedział Janusz Gajos, jeden z głównych bohaterów filmu –
ten obraz nie powinien obrazić żadnego myślącego katolika, nawet bardzo głęboko
wierzącego. I ja się z nim w stu procentach zgadzam.
Bo „Kler” to film o ludziach – dobrych i złych. Samotnych, z
nałogami, trudną przeszłością. Czy to jest historia o pedofilii w kościele? Owszem,
ale to tylko jeden z wielu poruszonych problemów. Właściwie reżyser bardziej
niż na samym aspekcie molestowania skupił się na problemie ukrywania tego przed
światem i tuszowania zbrodni. Co więcej, Smarzowski w równym stopniu potępia
molestujących jak i hierarchów bagatelizujących ten problem ale także i tych,
którzy pochopnie wydają sądy i sami próbują wymierzać sprawiedliwość.
Jeżeli chcesz zobaczyć film, który naprawdę otwiera oczy na
problem pedofilii w kościele sięgnij po oskarowy „Spotlight”, o którym pisałam
tutaj. To oparta na faktach historia dziennikarzy bostońskiej gazety, którzy prowadząc
śledztwo dotyczące przestępstw seksualnych popełnianych przez księży otwierają
puszkę Pandory… Obraz wbija w fotel pokazując skalę tego przerażającego
zjawiska.
A wracając do naszego rodzimych produkcji– czy warto zobaczyć
„Kler”? Zdecydowanie tak. Przez 130 minut ani razu nie zerknęłam na zegarek. To
po prostu kawał dobrego kina i ciekawie poprowadzona historia. Nie jest to jednak
obraz, który powinien oburzać katolików ani taki, który da do ręki argumenty
antyklerykałom. Na pewno jednak jest to scenariusz prowokujący do dyskusji – o
ludzkich słabościach oraz mniejszych i większych grzechach.
Krytykowanie Kościoła katolickiego jest obecnie bardzo modne
a przez jego wtrącanie się do polityki, również łatwe. To właśnie
dlatego film stał się takim hitem. Warto jednak pamiętać, że Kościół to
zupełnie co innego niż wiara. W hołdowaniu tradycji coniedzielnej mszy nie ma
nic śmiesznego ani tym bardziej nic złego, o ile oczywiście nie narzuca się tego
wszystkim dookoła. Za chwilę Halloween i zacznie się kolejna mała wojenka pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami tego święta. Może po prostu nie szczujmy się na siebie nawzajem i szanujmy swoje poglądy
bez względu na wyznanie lub jego brak a wszystko się jakoś poukłada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz