Piszę tę notatkę w bardzo szczególnej dla mnie chwili. Jest
po 23, właśnie skończyłam usypiać synka i rozsiadłam się na kanapie z trzydziestodziewięciotygodniową
bombą zegarową w brzuchu…
Tak zaczynał się wpis, który miał ukazać się na blogu
tydzień temu. Ale kilka godzin później wspomniana wyżej „bomba” nieoczekiwanie
została odpalona a notatka, no cóż… pozostała niedokończona. Zaczynam więc jeszcze
raz.
Piszę tę notatkę w bardzo szczególnej dla mnie chwili. Jest
6:30 rano a mnie właśnie po 3 godzinach nierównej walki udało się uśpić
tygodniowego brzdąca. Nie bardzo opłaca się już kłaść, bo za jakieś pół godziny
wstanie starszy i będę wyprawiać go do żłobka. Żeby było ładnie, powinnam chyba
napisać, że jestem śmiertelnie zmęczona ale przeszczęśliwa, ale szczerze
mówiąc, nad kwestią szczęścia nie mam siły się nawet zastanawiać.
Kilka dni temu skończyłam nagrodzoną Paszportem Polityki
książkę „Jak pokochać centra handlowe” Natalii Fiedorczuk. To literatura na granicy
powieści i reportażu. Opisuje doświadczenia z początków macierzyństwa pisarki i
kilkudziesięciu innych kobiet, z którymi ta przeprowadziła rozmowy . To one
składają się na narrację głównej bohaterki – żony, pracownicy (na umowę
śmieciową, a jakże) i przede wszystkim matki dwójki dzieci.
Oceniłam tę książkę bardzo pozytywnie. Na rynku jest obecnie
wiele pozycji na temat macierzyństwa bez lukru, sama pisałam niedawno na blogu
o książce „Nieperfekcyjna mama” (tutaj),
ale ta zdecydowanie wyróżnia się na ich tle. Czym? Przede wszystkim to powieść
pisarki z krwi i kości a nie poradnik blogerki. Jest styl, fabuła – trochę
pocięta ale jednak, a ciężkie myśli opisane są lekkim piórem. Czytając tę
książkę często miałam wrażenie, że autorka siedzi w mojej głowie i wypowiada
to, co dokładnie czuję. I jestem przekonana, że nie ja jedyna.
Skończywszy „Jak pokochać centra handlowe” weszłam na Goodreads i na LubimyCzytać. Spojrzałam na oceny i komentarze i zdębiałam.
„Naiwny styl”, „sama bym coś takiego napisała”, „dlaczego nie można po prostu
wziąć się w garść i zobaczyć jasnych stron macierzyństwa” to tylko niektóre z
opinii.
I tak sobie myślę, że
nikt tak nie dowali kobiecie, jak druga kobieta. Fakt, to książka którą czyta
się szybko, napisana bez częstego na naszym rodzimym rynku zadęcia, a temat
jest popularny i chodliwy. Ale emocjonalnie to petarda, która otwiera oczy na
problemy młodych kobiet, matek, zatrudnionych na umowach śmieciowych, jak żadna
inna książka.
Bo pokochać centra handlowe oznacza pokochać tę szarość dnia
codziennego, kiedy krążysz między kuchnią a dużym pokojem szykując obiad,
wstawiając pranie, ścieląc łóżka, wycierając nosy marząc o choćby o chwili dla
siebie. Kiedy świat spontanicznych imprez, egzotycznych podróży czy
inspirujących wydarzeń kulturalnych podglądasz przez ekran komputera na
Facebooku u koleżanek singielek.
W przeciwieństwie do wielu propozycji na rynku, książka
Fiedorczuk jest uniwersalna, przeznaczona nie tylko dla dziewczyn zmęczonych
małym człowiekiem, które marzą o chwilowej choćby ucieczce. To również lektura
dla ich partnerów, przyjaciół, rodziców – pomaga zrozumieć punkt widzenia matki
w sposób bardzo dosadny.
A te punkty widzenia są bardzo różne– znam dziewczyny, które mają
trójkę, czwórkę dzieci, skupiają się tylko na nich, odnajdują się w tym i są
szczęśliwe. Uwielbiają wspólne ozdabianie pierniczków, zabawy autkami i wypady
do kina na bajki dla dzieci.
Znam takie, które kochają swoje dzieci nad życie, ale marzą
o tym, aby od czasu do czasu zaszyć się gdzieś w ciszy albo wręcz przeciwnie –
uciec jak najdalej z domu w gwar miasta, byle dalej od szkrabów.
Znam też takie, które nie odnajdują się w macierzyństwie
kompletnie – są sfrustrowane, zmęczone, czują że życie im przez palce. To o
nich jest książka Fiedorczuk.
A ja? Chyba jak wiele z nas jestem mieszanką wszystkich
trzech typów. Uwielbiam brodzić z moim starszakiem po kałużach, rzucać się
śnieżkami albo lepić pierogi. Zwiedziłam z nim cztery kontynenty, zabierałam go
na fitness.Wciąż udaje mi się znaleźć przy nim czas na przynajmniej część swoich pasji. A jednak
odliczam chwile do momentu, kiedy wreszcie zaśnie a każda minuta przed 23 jest dla mnie jak
wygrany los na loterii. I czasem tęsknię za dawnym życiem, kiedy jedynym
zmartwieniem było to, z kim umawiamy się
na piwo w sobotę wieczorem albo na co pójść do kina w niedzielę.
A czasem jest mi bardzo źle – kiedy przez kilka tygodni
oglądam świat głównie przez szpitalną szybę a kontakt z ludźmi ogranicza się do
zdawkowej wymiany zdań na komunikatorze. Kiedy nawet wyjście do dentysty wymaga
długiego wcześniejszego zaplanowania i proszenia się o pomoc. Kiedy inni biorą
udział w maratonach, latają balonem i zdobywają kolejne szczyty a ja… hmm…
nauczyłam się gotować nową potrawę. Tak, zdecydowanie bywają czarne chwile,
choć na szczęście one mijają.
Więc jak to jest z tym macierzyństwem? Moja babcia mówiła,
że dzieci to „sto pociech i tysiąc utrapień”. I lepiej bym chyba tego nie
ujęła. Ale przynajmniej nie jest nudno.
"Jak pokochać centra handlowe" N. Fiedorczuk
Wydawnictwo: Wielka Litera
Liczba Stron: 287
Kategoria: reportaż, obyczajowa
Wydawnictwo: Wielka Litera
Liczba Stron: 287
Kategoria: reportaż, obyczajowa
0 komentarze:
Prześlij komentarz