4 listopada 2017

"Pierwszy Śnieg" - książka czy film?

Jo Nesbo

Fani Jo Nesbo, w tym ja, długo czekali na ten film. „Pierwszy Śnieg” przez wiele osób uważany jest za najlepszą część całej serii z Harrym Hole (więcej o serii przeczytasz tu i tu). Faktycznie, książka trzyma w napięciu jak mało który kryminał a rozwiązanie zagadki jest zaskakujące, zwłaszcza dla tych, dla których nie jest to pierwsze spotkanie z autorem a głównych bohaterów znają z wcześniejszych części.

Bardzo byłam ciekawa, jak twórcy filmu sportretują Harry’ego, Rakel i Olega. Przez 11 części cyklu zdecydowanie można sobie utrwalić  w wyobraźni ich wizerunek i wiedziałam, że trudno go będzie zastąpić. I trochę niestety tak było.

Jo Nesbo

Obraz rozczarowuje – nie ma tej mocy co papierowa wersja historii. Brakuje niezbędnego w thrillerach i kryminałach dreszczyku emocji.  Być może jest to kwestia tego, że już idąc na film wiedziałam, kto zabił. A może zmian i uproszczeń, które reżyser, Tomas Alfredson, musiał wprowadzić aby skrócić fabułę, a które sprawiły, że niektóre elementy wydają się nielogiczne i poprowadzone na siłę.

Nie udało pokazać się wszechobecnego strachu, który panował w Oslo, kiedy grasował w nim morderca zwany „Bałwanem” ani  napięcia, kiedy wydawało się że już już dotarliśmy do właściwej osoby…  Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie również Rakel – jakoś tak bardziej dystyngowanie. Burkliwy Harry wypadł za to całkiem nieźle.

Jo Nesbo


Jest kilka ładnych ujęć, pewnie dla nieznających historii będzie również element zaskoczenia ale wszystko jest jedynie poprawne. I to raczej na 3 z minusem niż 4, choć pomaga trochę gościnna obecność Vala Kilmera na ekranie.

Jeżeli masz ochotę na niezły thriller z elementami kryminału zdecydowanie bardziej polecam obecny na dużym ekranie od kilku dni „Śmierć nadejdzie dziś”. Typowa pętla czasowa, jak w Dniu Świstaka – amerykańska studentka, dodajmy że niezbyt sympatyczna,  budzi się w obcym łóżku  w akademiku po przebalowanej nocy. Dzień, który spędza nie różni się za bardzo od pozostałych nie licząc tego, że… wieczorem zostaje zamordowana. A rano...znowu budzi się w obcym akademiku po przebalowanej nocy i tak aż do momentu, kiedy odkryje kto jest jej oprawcą.

Happy Death Day

Nie jest to może wielkie i ambitne kino, kilka rzeczy jest typowo po hollywoodzku naciąganych, ale jednak film wciąga. Momentami bawi, momentami wzdrygamy się z niepokoju a rozwiązania domyśliłam się dopiero po ¾ seansu i do samego końca nie miałam pewności, że trafiłam. Więc nieźle, w każdym razie na pewno lepiej niż u Alfredsona - historię Harry'ego zdecydowanie lepiej poznać w wersji papierowej, najlepiej przeczytawszy wcześniej pierwsze książki z serii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz