„Mięsny jeż, mięsny jeż… czy go zjesz?”
Mam na imię Iza, mam swoje lata i byłam mięsoholikiem.
Budziłam się rano i myślałam o kanapce z szynką i pomidorem. Albo o jajecznicy
z kiełbaską. Albo o parówkach na ciepło. Jeżeli na obiad dostałam kluski z
truskawkami, musiałam je zagryźć kabanosem.
Jak wyglądał mój typowy dzień w tygodniu? O 16 wychodzę z
pracy. Wstępuję na chwilę do domu, aby zostawić rzeczy, przebrać się ze stroju
korporacyjnego na spacerowy i szłam po Julka do żłobka. I było jeszcze coś –
zawsze obowiązkowo zaglądałam do lodówki i zjadałam plasterek wędliny czy kawałek kiełbaski. Czasem już od 15:30 myślałam o
tej chwili i czułam ssanie w żołądku.
I nagle mi przeszło. Z dnia na dzień zaczęło mnie odrzucać
od mięsa. Byłam wtedy na wakacjach w USA, gdzie na każdym kroku roi się od
hamburgerów, steków lub burrito. Myślałam że to kwestia zbyt ciężkostrawnych
dań. Ale nie. To były pierwsze oznaki… ciąży. Organizm sam się zaczął przed
mięsem bronić.
Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy. Nie porzuciłam mięsa
w 100%, ale nie mam na nie ochoty już tak jak dawniej. Nie pamiętam, kiedy
miałam ostatni raz w ustach kotleta, na myśl o mielonym nachodzą mnie mdłości.
Wyjątek robię dla pysznego chorizo i przysmaków od rodziny z Wilna, gdzie słonina i wędliny smakują
zupełnie inaczej niż u nas.
Co się ze mną właściwie stało? Dlaczego najpierw mogłam jeść
mięcho bez opamiętania a teraz ledwo mogę na nie patrzeć? I w ogóle zdrowe jest
to mięso czy nie za bardzo? Na te i wiele innych pytań pozwala odpowiedzieć
książka „Mięsoholicy” Marty Zaraskiej.
To podróż w czasie i przestrzeni, przez wszystkie kultury
świata, religie i ekonomie różnych regionów. A na wszystko to patrzymy pod
kątem… podejścia do mięsa.
Naszą podróż zaczynamy… 1,5 miliarda lat temu kiedy to na
naszej planecie pojawił się pierwszy drapieżnik. Była to niewidoczna gołym
okiem bakteria, żywiąca się… innymi bakteriami. Potem obserwujemy rozwój kolejnych homo, lecz jeszcze długo nie
sapiens – schodzą z drzewa, wstają, zaczynają polować. Co dzieje się z ich mózgami?
A co z jelitami?
Podróż odbywa się nie tylko w czasie, ale i w przestrzeni.
Autorka odwiedza farmę Kobe w USA, gdzie każda krowa ma swojego masażystę,
Holandię, gdzie możemy posmakować wytwornej wołowiny stworzonej… z marchewki a
także przełkniemy (choć bez wielkiej przyjemności) świerszcza w pewnej
francuskiej restauracji.
A propos świerszczy, dlaczego właściwie nie jemy ich na co
dzień? Albo psy… Czemu zjadamy świnie a nasze szczekające czworonogi
oszczędzamy, choć tak naprawdę nie są ani inteligentniejsze ani bardziej oddane
od swych różowych braci? Tego również dowiesz się z książki.
No i jak to w ogóle ostatecznie jest z tym mięsem? Jeść je
czy nie? Na to pytanie nie uzyskasz jednoznacznej odpowiedzi – autorka nie
opowiada się po żadnej ze stron, co również uważam za duży plus tej pozycji.
Stawia jednak tezę, że ze względu na dobro naszej planety zostaniemy po prostu
zmuszeni do ograniczenia naszych drapieżnych zapędów.
Już teraz powoli zwiększa się świadomość konsumentów i
roślinożercy przestają być postrzegani jako zniewieściali słabeusze a wspomniany na początku „mięsny jeż” staje się symbolem złego smaku (dosłownie i w przenośni). Coś się zatem zmienia, jednak bardzo, bardzo powoli.
A ja jak się czuję na prawie wegetariańskiej diecie?
Świetnie. Szczerze mówiąc dużo…
hmm… lżej. Potrzebuję mniej snu, poznałam
mnóstwo nowych przepisów kuchni wegańskiej i wegetariańskiej, poprawiła mi się cera. Dla mnie to zmiana na
duży plus, zwłaszcza, że nie została okupiona żadnym wyrzeczeniem – to mój
organizm sam zadecydował, że potrzebuje tej zmiany. Póki co, jest mi dobrze
tak, jak jest.
A Ty, po której stronie diety jesteś?
"Mięsoholicy" Marta Zaraska
Wydawnictwo: Czarna Owca
Tłumaczenie: Sławomir Paruszewski
Liczba Stron: 374
Kategoria: popularnonaukowe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz