Kilkanaście dni temu pisałam, że są obecnie w kinach dwa
polskie filmy, które naprawdę warto zobaczyć: „Ostatnia rodzina” Matuszyńskiego
i „Wołyń” Smarzowskiego. Na temat obrazu o Beksińskich przeczytacie tu,
natomiast dzisiaj kilka słów o drugim filmie.
Smarzowski przyzwyczaił widzów do mocnego kina. „Wesele”,
„Dom zły”, „Pod mocnym Aniołem” i najlepsza ze wszystkich „Róża”, to pozycje
obowiązkowe dla każdego kinomaniaka. Bezkompromisowość w przedstawianiu rzeczywistości,
ponury realizm i czysta gra na emocjach – pozbawiona jakichkolwiek fałszywych
nut - to znaki firmowe tego reżysera.
Wszystkie te atuty posiada film "Wołyń". Zaczyna się sielankowo – od
wesela pary polsko-ukraińskiej. I choć widoczne są drobne niesnaski i starcia,
jak to między sąsiadami, wydają się na pozór niegroźne. Przychodzą jednak lata
40-te a wraz z nimi okupacja rosyjska, potem niemiecka. Wystarcza niewielka iskra, by podpalić
lont.
Nacjonalizm nabiera siły - podsycany przez kościół i tłuszczę,
zaczyna sprawiać, że sąsiad gotów jest zamordować sąsiada, brat – brata. Aż w
końcu przychodzi rzeź – pokazana w sposób tak brutalny jak tylko można.
Obraz przedstawia tę historię oczami z perspektywy młodej Polki
– Zosi. Z każdą kolejną sceną zostaje ona poddawana cięższym próbom a my
zastanawiamy się, jak wiele jest w stanie znieść pozornie eteryczna dziewczyna.
Film nie jest pozbawiony wad. Moim zdaniem, mimo deklaracji
Smarzowskiego, że ma być to swego rodzaju most umożliwiający porozumienie
między Polską a Ukrainą w tym temacie, przedstawił on bohaterów dramatu bardzo
jednostronnie. Mamy inteligentnych, honorowych polskich żołnierzy i brutalne, prymitywne bandery z Ukrainy.
Oczywiście nikt, łącznie ze stroną ukraińską, nie ma
wątpliwości, że wina w tym konflikcie nie była rozłożona równo, co widać nawet
po liczbie zamordowanych po obu stronach (od 35 do 60 tysięcy Polaków i od 2 do
3 tysięcy Ukraińców), wciąż jedna uważam, że takie pokazanie dysproporcji zachowań nie sprzyja wyciszeniu konfliktu.
To jednak moje jedyne zastrzeżenie. Daję temu filmowi 9/10 a
Smarzowskiego ogłaszam mistrzem w pokazywaniu naszej trudnej historii – tej
części, o której większość ludzi boi się wspominać. Po mistrzowskiej „Róży”, to
kolejna Pozycja Obowiązkowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz