Czy wiesz, skąd się wziąłeś? Tzn w sensie biologicznym
pewnie wiesz, ale tak naprawdę, ile zbiegów okoliczności musiało nastąpić, abyś
pojawił się na świecie. Czy wiesz, jak poznali się Twoi rodzice? Pytałeś ich o
ich historię miłosną? A dziadkowie?
Historie pisane przez życie są często o wiele ciekawsze niż
te wymyślone. Uwielbiam opowieści mojej babci o jej młodości – kiedy
rozpoczęła się wojna miała zaledwie 10 lat, okres okupacji przypadał więc na
burzliwy czas dojrzewania.
Chodząc po Łodzi patrzę na ulice, które, jak opowiadała,
były terenem getta, gdzie przez mur chyłkiem przerzucało się chleb, na staw
gdzie zawsze chodziła na łyżwy, czasem zapominając o godzinie policyjnej, czy
na miejsca po zburzonych synagogach.
To niezwykłe opowieści, wiele mówiące, o korzeniach, ale
także pozwalające poznać osoby z rodziny z zupełnie innej strony – jakie były
jako nastolatki, jak się zakochiwały czy gdy miały złamane serca.
Nasze dzieci będą miały o wiele łatwiej – wielu z nas każdy
swój krok dokumentuje na Facebooku czy Instagramie. Robimy setki, jeśli nie
tysiące zdjęć – właściwie każdego dnia. Problemem więc będzie pewnie nadmiar
informacji, niż ich brak.
My, aby poznać losy naszych krewnych, musimy się wysilić.
Odkopać listy, dokumenty i przede wszystkim, jeżeli jest jeszcze taka możliwość
– porozmawiać. To są niezapomniane chwile, niosące ogromny ładunek emocji.
Do takiej niezwykłej historii miłości swoich rodziców
dokopał się Peter Gardos – węgierski reżyser. Po śmierci ojca, matka wręczyła
mu dwa pakunki – listy owinięte odpowiednio niebieską i szkarłatną wstążką.
Zaklęta w nich była wspaniała opowieść, o której nikt w domu nie wspomniał
przez 52 lata…
Jak to się zaczęło? W 1945 roku ojciec Petera’a, 25-letni
wówczas chłopak, zostaje wyzwolony z
obozu koncentracyjnego i trafia do szwedzkiego szpitala. Tak lekarze nie dają
mu dużych nadziei – jego choroba pozwoli mu przeżyć wg nich nie więcej niż pół
roku.
Miklos jest jednak bardzo zdeterminowany, aby żyć długo i
szczęśliwie. Postanawia więc na przekór wszystkiemu… znaleźć miłość. Do 150
Węgierek przebywających w szwedzkich szpitalach wysyła list. Niektóre z nich
odpisują a wśród nich – Lilly, mama Petera.
Historia tej znajomości nie jest prosta – oboje dzieli
odległość, obyczaje nie wspierały wówczas takich znajomości, oboje musieli więc
pokonać wiele przeszkód by być razem.
To, co zachwyca w "Gorączce o świcie" to szczerość uczuć i prostota intencji.
Największa siła tej lektury to właśnie to, że jest oparta na faktach.
Oceniając jednak całość mam mieszane uczucia. Opowieść sama
w sobie, fragmenty listów – to wszystko zasługuje na 10. Jednak styl, w jakim
to zostało opowiedziane nie wciągnął mnie bez reszty, nie zmusił do
stuprocentowej koncentracji.
Prawdę mówiąc, 255 stron czytałam aż 2 tygodnie, w
międzyczasie kończąc równolegle 3 inne powieści. Nie byłam w stanie skupić się
tylko na tej książce.
Lilly i Miklos przeżyli razem 52 lata. Czy szczęśliwe? Ot,
zwyczajne – pełne dobrych i gorszych chwil. Śmiechu, łez, śmiertelnego
zmęczenia, ekscytacji i znużenia. Jak to w życiu. Nigdy nie otworzyli ponownie swoich listów, nie czyli ich nie starali się odgrzebać uczuć z początków swojej miłości. Dlaczego?
Tego pewnie się nie dowiemy.
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
"Gorączka o świcie" Peter Gardos
Wydawnictwo: Czarna Owca
Tłumaczenie: Marta Żbikowska
Liczba Stron: 256
Kategoria: Obyczajowe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz