Na zawsze chyba zapadł mi w pamięci moment, kiedy po raz
pierwszy zobaczyłam Nowy York. Było jakieś 20 stopni mrozu, oczy kleiły nam się
po 20-godzinnej podróży ale jak tylko wysiadłam z pociągu na Grand Central,
poczułam przypływ endorfin. Niesamowita energia tego miasta, jego żywiołowość
sprawiły, że poczułam się… jakbym odnalazła swoje miejsce na naszej planecie.
Kojarzysz modne kiedyś na facebooku liczne quizy typu:
„jakim jesteś zwierzęciem” albo „którym bohaterem z Klanu jesteś”? Otóż, ja
wtedy poczułam, że gdyby ktoś mnie zapytał „Jakim jesteś miastem”
odpowiedziałabym właśnie, że Nowym Yorkiem. Ze wszystkimi swoimi zaletami i
wadami, biorę je w ciemno. To moje ulubione miejsce na Ziemi. A co zwiedzić,
aby naprawdę poczuć atmosferę Big Apple? Chodźcie ze mną.
Comedy Cellar
Kultowe miejsce w samym sercu Greenwich. Występują tu
największe światowe gwiazdy stand-up’ów. Ludzie, których na co dzień oglądasz
na YouTube nagle znajdują się na wyciągnięcie ręki, ba – może Ci się poszczęści
i zamienisz z nimi słowo? J
Wejściówkę trzeba wcześniej zarezerwować, ale zrobisz to bez problemu przez
Internet na kilka dni przed planowaną wizytą.
Uwaga, to nie jest klub dla zgredów. Tutaj trzeba mieć
dystans – komicy wyśmiewają dosłownie wszystko, nawet kwestie, które dla nas są wręcz świętością. Podczas spektaklu oberwało się kolejno: Murzynom, Białym,
Żydom, Rosjanom, Polakom, Niemcom, politykom z każdej możliwej strony. Nie ma
żadnego tabu.
My mieliśmy okazję zobaczyć takich komików jak: Dan Soder,
Jeff Lamp, Gregg Rogell, Gary Gulman, Keith Robinson. W Polsce chyba
najbardziej znany jest ten pierwszy, ale tak naprawdę – każdy był genialny.
Broadway
O mojej miłości do musicali pisałam już tutaj, ale nawet
jeżeli nie jest to Twój ulubiony gatunek, będąc w NYC grzechem byłoby nie
wybrać się na spektakl, wszak jest to światowa stolicy kultury. Wybór jest
ogromny – teatry stoją jeden obok drugiego. Ceny biletów są bardzo różne,
jeżeli jednak nie chcesz przepłacać, wystarczy, że dobrze poszukasz. W USA podobnie
jak u nas funkcjonują różnego rodzaju sprzedaże grupowe (odpowiedniki naszego Groupona).Dzięki podobnej stronie nam udało się wejść na „Chicago”
(miejsca w pierwszym rzędzie) za cenę kilkukrotnie niższą niż biletu
normalnego.
Nie mniej jednak znalezienie najtańszej opcji wymagało przeszukania
sporego kawałka sieci. Aha, tutaj akurat warto zrobić sobie rezerwację sporo
wcześniej – potem już naprawdę ceny mogą być zaporowe albo miejsca nieciekawe.
My nasze bilety kupowaliśmy jeszcze w Polsce, potem odbieraliśmy je w okolicach
Times Square. Nie zrażajcie się więc, jeżeli zobaczycie ceny sięgające 300
dolarów, bo tak naprawdę możecie je otrzymać nawet za 30-40$,
Madison
Square Garden
Idż na mecz! Po raz kolejny powiem to samo – nawet jeżeli
nie jesteś fanem sportu, warto iść do Madison Square Garden i poczuć atmosferę, która tam panuje. Do wyboru jest koszykówka lub hokej – my zdecydowaliśmy się na to
drugie, bo po prostu żadne z nas nigdy w życiu nie widziało nigdy meczy na lodzie na żywo.
Zaczyna się oczywiście tradycyjnie od odśpiewania hymnu a potem
już fantastyczny doping, przerwy na hot doga i colę i znowu szaleństwo na
trybunach. Bawiliśmy się genialnie. Przy okazji możesz kupić sobie na pamiątkę
czapeczkę lub maskotkę drużyny, której kibicowałeś. My jesteśmy całym sercem
za New York Rangers J
Parada z okazji Chińskiego Nowego Roku
Plusem wyjazdu do USA zimą było niewątpliwie to, że mieliśmy
okazję zobaczyć dwa ważne święte: pierwsze, to jedna z najważniejszych imprez w
kraju – Super Bowl (finały mistrzostw w futbolu amerykańskim – oglądałam, bo
całe Stany oglądały, ale nadal za diabła nie rozumiem zasad punktacji) a drugie
to właśnie Chiński Nowy Rok.
Mieszkaliśmy na Manhattanie bardzo blisko chińskiej
dzielnicy, dlatego mogliśmy obserwować przygotowania już z kilkudniowym
wyprzedzeniem. Przystrojone ulice, specjalne owoce w świątyniach, szczególne
kadzidełka… a wszystko to zwieńczone fantastyczna paradą.
Kogo tam nie było? Policjanci, strażacy, księżniczki, klauny
McDonaldowe…. No i oczywiście chińskie smoki. Uczestniczyli w niej ludzie w
każdym wieku – od malutkich dzieci, po osoby starsze. Piękna tradycja
pokazująca, jak wzbogaca nas szacunek do innej kultury. Obok siebie żyją i
świętują razem ludzie wielu narodowości, znikają bariery językowe czy
społeczne. Zresztą, sami zobaczcie, na poniższym filmie:
Czy można nie lubić tego miasta? Pewnie tak – jest tłoczne,
głośne i faktycznie nigdy nie zasypia. Ale… ma w sobie jakiś niesamowity czas,
uwodzi i nie pozwala o sobie zapomnieć. Na pewno jeszcze tam wrócę, chcę
koniecznie zobaczyć Central Park latem. A wtedy obiecuję, że podzielę się
kolejnymi odkryciami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz