28 kwietnia 2016

Miejsce warte odwiedzenia: Muzeum zerwanych więzi



Muzeum zerwanych związków




Zbliża się sezon wakacyjny i taki też będzie ten post. Pewnie wielu z Was powoli zaczyna już snuć plany na najgorętsze miesiące w roku. Dzisiaj chciałabym zabrać Was do państwa, które jest jednym z najchętniej odwiedzanych w sezonie przez naszych rodaków – do Chorwacji. Nie będziemy jednak podróżować po popularnych kurortach – Splicie, Dubrowniku czy Makarskiej. Pojedziemy do stolicy, a konkretnie do jednego z najbardziej oryginalnym muzeów w Europie – do „Muzeum zerwanych więzi” W oryginale „Museum of broken relationships” . Przetłumaczyłam to jako Muzeum zerwanych więzi a nie np. zerwanych związków, ponieważ eksponaty w nim zgromadzone tyczą się nie tylko historii miłosnych, ale również przyjaźni, więzi rodzinnych a nawet rozstań z ukochanymi zwierzakami. 

Do Zagrzebia trafiliśmy przypadkiem – spędzaliśmy wakacje w Słowenii, najpierw leżakując w Piranie (zahaczając przy okazji o pobliską Wenecję) a następnie przenosząc się do Lublany. I tam właśnie nastąpiło totalne załamanie pogody. Ale co tam, przecież deszczyk, ba ulewa nawet, nie zepsuje nam humorów. Otworzyliśmy mapę i zaczęliśmy planować ucieczkę. Padło właśnie na Zagrzeb.

Muzeum zerwanych związków
Psia zabawka. Jego pies zostawił po sobie więcej niż on. 

Pojechaliśmy więc do stolicy Chorwacji – z Lublany to około 140 kilometrów autostradami, do przejechania w około 1,5 godziny. Szwendając się bez żadnego planu po klimatycznych uliczkach miasta trafiliśmy na to oryginalne muzeum. Nazwa tak nas zaintrygowała, że postanowiliśmy tam zajrzeć. Miejsce zostało założone przez dwójkę artystów: Olinkę Visticę i Drazena Grubisica. Początkiem kolekcji było zdjęcie ich pluszowego królika, który miał podróżować z nimi po całym świecie. Zawędrował niestety tylko do Iranu ponieważ para… rozstała się. Co jeszcze tam znajdziecie? Oj, czego tam nie ma – listy, pluszaki, zdjęcia, różowe kajdanki, suknie ślubne czy erotyczna bielizna – to z tych oczywistych oczywistości. Ale także na przykład siekiera, którą zdradzony kochanek porąbał meble dziewczyny, która go zostawiła, proteza nogi, którą przysłał pewien rehabilitant zakochany w  swojej fizjoterapeutce,  czy…router z podpisem: „po prostu… nie znaleźliśmy połączenia”.
Muzeum zerwanych związków
Prezent od S.K. z 1987 roku. Ubóstwiała antyki - wszystko, co było stare i zepsute.
To właśnie powód, dla którego nie jesteśmy już razem. 

Muzeum inne niż wszystkie, bo eksponatami są tak naprawdę prawdziwe życiowe historie a nie od dziś wiadomo, że te są dużo ciekawsze niż niejedna książka. Oprócz opowieści kochanków są tam również  wypowiedzi o przyjaźni, rodzicielstwie (jest kilka bardzo smutnych akcesoriów od dzieci zostawionych przez swoje matki czy ojców) a nawet… o zwierzętach domowych. Po wizycie w tym miejscu jedno wiem na pewno  – miłość chadza bardzo dziwnymi ścieżkami i popycha do szalonych czynów.  
Muzeum zerwanych związków
Próbowaliśmy... brak połączenia. 

W tym niezwykłym miejscu może się znaleźć eksponat każdego z nas – galeria cały czas gromadzi kolekcje z całego świata. Dwa lata temu, kiedy tam byliśmy, widzieliśmy tylko jedną rzecz z Polski – sukienkę, którą wysłała dziewczynka stęskniona za mamą, która ją opuściła. Zaczęłam się zastanawiać, co mnie zostało po dawnych znajomościach – związkach, które miały być na zawsze a trwały mgnienie oka czy po przyjaciółkach od serca, które teraz są jedynie jednym z setek nazwisk na facebooku. I wiecie co? Poza wspomnieniami, nie mam nic. Przy kolejnych zmianach telefonu zdarza się, że usuwam nieużywane kontakty, nie mam też żadnego pudełka, do którego chowałabym zasuszone kwiaty czy niepodpisane walentynki. Nie, nie robiłam żadnego rytualnego palenia rzeczy po byłych chłopakach czy innych sentymentalnych głupstewek. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co się z tym wszystkim stało, pewnie wylądowało w śmieciach podczas kolejnej przeprowadzki. Zostało tylko kilka zdjęć jeszcze z czasów podstawówki i liceum – późniejsze czasy to już fotografie w postaci kolejnych megabajtów na dysku, od lat nie oglądane. Dlatego ja Olince i Drazenowi chyba nie wysłałabym nic.  A Wy?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz