Zbliża się sezon wakacyjny i taki też będzie ten post. Pewnie wielu z Was powoli zaczyna już snuć plany na najgorętsze miesiące w roku. Dzisiaj chciałabym zabrać Was do państwa, które jest jednym z najchętniej
odwiedzanych w sezonie przez naszych rodaków – do Chorwacji. Nie będziemy
jednak podróżować po popularnych kurortach – Splicie, Dubrowniku czy
Makarskiej. Pojedziemy do stolicy, a konkretnie do jednego z najbardziej
oryginalnym muzeów w Europie – do „Muzeum zerwanych więzi” W oryginale „Museum of broken relationships” . Przetłumaczyłam to jako Muzeum zerwanych więzi a nie np. zerwanych związków, ponieważ eksponaty w nim zgromadzone tyczą się nie tylko historii miłosnych, ale również przyjaźni, więzi rodzinnych a nawet rozstań z ukochanymi zwierzakami.
Do Zagrzebia trafiliśmy przypadkiem – spędzaliśmy wakacje w
Słowenii, najpierw leżakując w Piranie (zahaczając przy okazji o pobliską
Wenecję) a następnie przenosząc się do Lublany. I tam właśnie nastąpiło
totalne załamanie pogody. Ale co tam, przecież deszczyk, ba ulewa nawet, nie
zepsuje nam humorów. Otworzyliśmy mapę i zaczęliśmy planować ucieczkę. Padło właśnie na
Zagrzeb.
Psia zabawka. Jego pies zostawił po sobie więcej niż on. |
Pojechaliśmy więc do stolicy Chorwacji – z Lublany to około
140 kilometrów autostradami, do przejechania w około 1,5 godziny. Szwendając się
bez żadnego planu po klimatycznych uliczkach miasta trafiliśmy na to oryginalne
muzeum. Nazwa tak nas zaintrygowała, że postanowiliśmy tam zajrzeć. Miejsce
zostało założone przez dwójkę artystów: Olinkę Visticę i Drazena Grubisica. Początkiem
kolekcji było zdjęcie ich pluszowego królika, który miał podróżować z nimi po
całym świecie. Zawędrował niestety tylko do Iranu ponieważ para… rozstała się. Co
jeszcze tam znajdziecie? Oj, czego tam nie ma – listy, pluszaki, zdjęcia,
różowe kajdanki, suknie ślubne czy erotyczna bielizna – to z tych oczywistych
oczywistości. Ale także na przykład siekiera, którą zdradzony kochanek porąbał
meble dziewczyny, która go zostawiła, proteza nogi, którą przysłał pewien
rehabilitant zakochany w swojej
fizjoterapeutce, czy…router z podpisem: „po
prostu… nie znaleźliśmy połączenia”.
Prezent od S.K. z 1987 roku. Ubóstwiała antyki - wszystko, co było stare i zepsute. To właśnie powód, dla którego nie jesteśmy już razem. |
Muzeum inne niż wszystkie, bo eksponatami są tak naprawdę
prawdziwe życiowe historie a nie od dziś wiadomo, że te są dużo ciekawsze niż
niejedna książka. Oprócz opowieści kochanków są tam również wypowiedzi o przyjaźni, rodzicielstwie (jest
kilka bardzo smutnych akcesoriów od dzieci zostawionych przez swoje matki czy ojców) a
nawet… o zwierzętach domowych. Po wizycie w tym miejscu jedno wiem na
pewno – miłość chadza bardzo dziwnymi
ścieżkami i popycha do szalonych czynów.
Próbowaliśmy... brak połączenia. |
W tym niezwykłym miejscu może się znaleźć eksponat każdego z
nas – galeria cały czas gromadzi kolekcje z całego świata. Dwa lata temu, kiedy
tam byliśmy, widzieliśmy tylko jedną rzecz z Polski – sukienkę, którą wysłała
dziewczynka stęskniona za mamą, która ją opuściła. Zaczęłam się zastanawiać, co
mnie zostało po dawnych znajomościach – związkach, które miały być na zawsze a
trwały mgnienie oka czy po przyjaciółkach od serca, które teraz są jedynie
jednym z setek nazwisk na facebooku. I wiecie co? Poza wspomnieniami, nie
mam nic. Przy kolejnych zmianach telefonu zdarza się, że usuwam nieużywane
kontakty, nie mam też żadnego pudełka, do którego chowałabym zasuszone kwiaty
czy niepodpisane walentynki. Nie, nie robiłam żadnego rytualnego palenia rzeczy
po byłych chłopakach czy innych sentymentalnych głupstewek. Szczerze mówiąc nie
mam pojęcia co się z tym wszystkim stało, pewnie wylądowało w śmieciach podczas
kolejnej przeprowadzki. Zostało tylko kilka zdjęć jeszcze z czasów podstawówki
i liceum – późniejsze czasy to już fotografie w postaci kolejnych megabajtów na
dysku, od lat nie oglądane. Dlatego ja Olince i Drazenowi chyba nie wysłałabym
nic. A Wy?
0 komentarze:
Prześlij komentarz