Kuba to zawsze było marzenie Bartka. Gorąca jak wulkan wyspa, na której hawanki na
smukłych udach zawijają cygara a wokół kręci się mnóstwo fantastycznych
samochodów rodem z lat 50-tych – to właśnie widzi większość ludzi, gdy myśli
o tej wyspie. Wielokrotnie planowaliśmy
się tam wybrać, ale zawsze trafiała się inna, lepsza okazja i tę wycieczkę
odkładaliśmy na później. Kiedy się jednak okazało, że w Hawanie po 54 latach
otwiera się ponownie ambasada USA, stwierdziliśmy, że trzeba tam polecieć jak
najszybciej, zanim miejsce straci swój klimat na rzecz McDonaldsów czy innych
Burger Kingów. Nie zwlekając kupiliśmy bilety na samolot, zarezerwowaliśmy
hotel i polecieliśmy. To był nasz najtrudniejszy wyjazd ze wszystkich.
Wiedzieliśmy, że Kuba jest biedna, że jest reżim, socjalizm
i brak wolności słowa. Ale mimo wszystko, kiedy się tego dotyka, widzi puste sklepowe półki i poznaje się ludzi, którym Fidel wydziela kilka
jajek czy bochenków chleba miesięcznie, trudno to z siebie
strzepnąć i po prostu iść się poopalać nad basenem. Nie mam natury wielkiego społecznika, owszem
wpłacam pieniądze na WOŚP, dofinansowuję
1% osoby potrzebujące, jednak w sytuacji, gdy jadę do takiego kraju, trudno mi
się odnaleźć. Mieszkańcy patrzą tam na turystów jak na chodzące portfele – są
tak przyzwyczajeni, że ktoś im coś przywiezie, podaruje, że właściwie taki stan
rzeczy uważają za naturalny. Kilka razy , chyba po to by uciszyć nasze europejskie sumienie, oddaliśmy przywiezione ze sobą jedzenie
dla dziecka, jakieś drobne, zostawiliśmy trochę ubrań w
hotelu. Jednak w ten
sposób nie da się pomóc każdemu i wyjeżdżaliśmy stamtąd z poczuciem totalnej beznadziei.
Kilka amerykańskich krążowników szos odrestaurowanych na potrzeby turystów |
Rewolucja jest niezwyciężona |
Hawanki owszem są, ale zmęczone pracą kilkanaście godzin na
dobę za marne grosze, cygara – a jakże, można je dostać na czarnym rynku bez
żadnego problemu no i samochody - ze względu na kryzys paliwowy z
silnikami łady zamiast oryginalnych, w większości mające lata świetności dawno za sobą. Zresztą są to głównie łady, amerykańskich krążowników jest stosunkowo niewiele - w większości służą za taksówki. Jako
książkomaniaczka zwróciłam również uwagę na ofertę tamtejszych księgarni. Nie była zbyt urozmaicona: głównie biografie Raula i Fiedela Castro lub
dzieje Che Guevary. Trudny wybór, prawda? Trudno więc nazwać mi to miejsce rajem na ziemi, choć są palmy, ciepła woda, dużo słońca i pięknej muzyki. Jednak ten Eden jest przepełniony smutkiem i goryczą. Uwierzcie mi, nie chcielibyście się przenieść tam na stałe.
Zwróćcie uwagę na dostępne tytuły - wybór jest tylko pozorny |
Drugim powodem jest lektura, która ostatnio wpadła mi w
ręce. Mówię o marcowej premierze wydawnictwa Czarna Owca pt: „Cuda przeszłości”
autorstwa Chantel Acevedo. Dawno nie czytałam tak pięknie opowiedzianej
historii. Pamiętacie to uczucie, kiedy byliście dziećmi a ktoś bliski, na
przykład babcia lub mama opowiadała Wam bajki przed zaśnięciem? Od pierwszych
stron ogarnęło mnie dokładnie takie błogie, kojące uczucie, które pamiętałam
sprzed 30 lat. Nie byłabym sobą, gdybym nie starała się porównać stylu autorki
do innego, znanego szerszej publiczności. Tym razem powiem,
że snucie opowiadania przypomina mi mistrzostwo Josteina Gaardera, najbardziej znanego w Polsce z powieści pt: „Świat Zofii” (choć akurat "Cuda.." bardziej przypominają mi "Córkę dyrektora cyrku" tegoż autora).
że snucie opowiadania przypomina mi mistrzostwo Josteina Gaardera, najbardziej znanego w Polsce z powieści pt: „Świat Zofii” (choć akurat "Cuda.." bardziej przypominają mi "Córkę dyrektora cyrku" tegoż autora).
O czym jest ta książka? Zaczyna się w roku 1963. Siedem mieszkanek Kuby chroni się w jednej izbie aby przetrzymać nadciągający huragan.
Wśród nich jest Maria Sirena – kobieta,
która czuje, że jej czas na doczesnym świecie dobiega końca. Boi się, tak jak pewnie większość z nas, że gdy przeminie, historia jej życia wraz z nią obróci się w proch. Przed śmiercią
chce więc podzielić się z towarzyszkami swoimi wspomnieniami. Wraz z nią cofamy
się o ponad 80 lat…
Dawno nie miałam okazji sięgnąć po pozycję, której plastyka
pozwalałaby wręcz przenieść się w miejsce akcji, poczuć wraz z bohaterami
chłód, głód, ekscytację czy strach. Autorka potrafi przepięknie ubrać w słowa
nawet najbanalniejsze czynności. Duże brawa za styl i za ogromną pożywkę dla
wyobraźni.
Kluczową rolę dla życia bohaterki jest tło
historyczne, czyli wojna o wyzwolenie Kuby spod panowania Hiszpanii. Ta lektura to prawdziwa kopalnia wiedzy na ten temat, podanej w przystępny, nieszablonowy sposób. Jedną z trzecioplanowych postaci Devecado uczyniła faktycznie żyjącego i walczącego w tamtych czasach poetę Jose Juliana Martiego, przytaczając również fragmenty jego poezji. Za to również duży plus dla pisarki.
historyczne, czyli wojna o wyzwolenie Kuby spod panowania Hiszpanii. Ta lektura to prawdziwa kopalnia wiedzy na ten temat, podanej w przystępny, nieszablonowy sposób. Jedną z trzecioplanowych postaci Devecado uczyniła faktycznie żyjącego i walczącego w tamtych czasach poetę Jose Juliana Martiego, przytaczając również fragmenty jego poezji. Za to również duży plus dla pisarki.
Pozycja idealna na spokojne, deszczowe popołudnie.
Zróbcie sobie kubek gorącej herbaty, usiądźcie w wygodnym fotelu i dajcie się
porwać historii. Gwarantuję, że utoniecie w niej bez pamięci.
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
Cuda przeszłości - Chantel Acevedo
Wydawnictwo: Czarna Owca
Tłumaczenie: Agata Ostrowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz