Źródło: Filmweb |
Wierzący czy nie, żyjemy w kraju, w którym 90% społeczeństwa
w ostatnich dniach zasiadło przy stole i podzieliło się jajkiem. Wielkanoc to
według Kościoła najweselsze święto w roku. Moim zdaniem od śmierci radośniejsze są narodziny, ale
choć logiki Kościoła nie zrozumiem, to kłócić się nie zamierzam. Dla mnie Wielki Tydzień to przede wszystkim zwiastun końca pluchy i oznaka, że
zbliża się lato – moja ulubiona pora roku.
Jeżeli chcecie w ten świąteczny czas uraczyć się jakimś
szczególnym filmem, przedstawiającym życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa,
wybór jest ogromny. Na ten temat powstało setki, ba pewnie tysiące dzieł. Jak wśród nich wybrać to najlepsze - interesujące, zaskakujące, być może zabawne? Sprawa jest prosta - po prostu przeczytajcie poniższy post.
Ostatnie kuszenie Chrystusa – reż. Martin Scorsese
O tym filmie pisałam już kilka lat temu tutaj, więc
nie będę się długo rozwodzić na jego temat. Obraz jak żaden inny pokazujący
ludzką naturę Mesjasza (w tej roli absolutnie fantastyczny William Defoe) i Apostołów – grzesznych, pełnych wątpliwości i strachu.
Przez wielu uznany za obrazoburczy, dla mnie wręcz przeciwnie – przybliżający
Jezusa jak żaden inny film.
Genialny William Defoe w roli targanego wątpliwościami Jezusa |
Ben Hur – reż. William Wyler
Film legenda. Arcydzieło z 1959 roku długo pozostawało
jedynym obrazem, który otrzymał aż 11 Oskarów (dorównał mu wiele lat później Titanic, o czym pisałam tutaj).
Jezus Chrystus, choć odgrywa kluczową rolę w życiu głównego bohatera,
pokazywany jest tutaj zawsze z oddalenia, zwrócony do widza plecami. To opowieść o zdeptanej przyjaźni, zemście i
sztuce pokory. Mimo, że minęło już prawie 60 lat od premiery, produkcja wcale
się nie zestarzała. Wciąż imponuje rozmachem a scena wyścigu rydwanów jest
nadal jedną z najbardziej spektakularnych w dziejach kina.
Scena wyścigu rydwanów weszła na zawsze do historii kina |
Żywot Briana – reż. Terry Jones
Tym razem coś w zupełnie innym klimacie. Czy obraz o życiu
Jezusa może być komedią? I to jeszcze jak! Z ekipą Monthy Pytona nie może być
inaczej. Akcja filmu toczy się oczywiście w 33. roku naszej ery. Tytułowy Brian
w wyniku fatalnego splotu okoliczności zostaje uznany za proroka i skazany na
ukrzyżowanie. Jak zakończy się jego historia? Dla widza na pewno skończy się
bólem brzucha spowodowanym nieustannym śmiechem. Terry Jones kpi ze
wszystkiego: z Poncjusza Piłata, z ukrzyżowania i ze wszystkich
chrześcijańskich symboli. Polecam wszystkim z dystansem i poczuciem humoru.
Być może zdziwi Was, że wśród wymienionych filmów nie ma
jednego z najsłynniejszych dzieł ostatnich lat: „Pasji” Mela Gibsona. Ale
jeżeli czytaliście moje poprzednie posty (np. ten) , to wiecie, że nie lubię go
jako reżysera. „Pasja” została zrobiona z takim patosem, że nie jestem w stanie
wysiedzieć przy niej kilku godzin. Nie polecam.
Wybierając świąteczny repertuar pamiętajcie, że to radosne
święta, idzie wiosna a do życia trzeba podchodzić na luzie. Niech towarzyszy
Wam motto odśpiewane przez skazańców wiszących na krzyżu w Żywocie Briana:
„Always look on the bright side of life”!
Aaa i wstańcie chociaż na chwilę od stołu i idźcie na
spacer! J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz