Wyznaję - JAUME CABRE
Wydawnictwo: Marginesy
Tłumaczenie: Anna Sawicka
Liczba Stron: 768
Kategoria: Powieść Obyczajowa
Wiecie, że lubię grubaśne powieści, prawda? Jeszcze kilka
tygodni temu zachwycałam się „Szczygłem” Donny Tartt, a już tuż za progiem czaił się kolejny opasły bestseller. Tym razem książka, którą ponoć
zachwycała się cała Europa. Akurat co do takich stwierdzeń jestem sceptyczna
(chociażby po tym, jak rozczarowała mnie „Dziewczyna z pociągu” ), bardziej
przemawiają do mnie nagrody: Nobel, Pulitzer, czy też nasza stara dobra Nagroda Nike, jednak tym razem, ten entuzjazm wcale mnie nie dziwi. Bo
„Wyznaję” autorstwa Jaume Cabre to małe dzieło sztuki.
Pierwsze wrażenie – totalny chaos. Nie mogłam się zorientować,
nie tylko kto jest kim w tej książce, ale wręcz w jakim miejscu i czasie dzieje
się akcja. Nagromadzenie postaci, mnóstwo wątków, zmiana narracji z pierwszo-
na trzecioosobową bez żadnego ostrzeżenia, choćby w postaci zakończenia akapitu
lub przynajmniej zdania. Do tego dochodzi jeszcze zabawa chronologią, która w tej książce praktycznie nie istnieje. To wszystko na początku wprawia czytelnika w
zakłopotanie, jednak już po pierwszym rozdziale można się do tej specyfiki
przyzwyczaić a wtedy dostrzegamy przepiękną mozaikę, bo tym w gruncie rzeczy
jest ta powieść – mnóstwem małych, kolorowych, pozornie nic nie znaczących
kawałków, które razem dają piękny obraz.
Osią powieści jest historia przedmiotów, które posiada
główny bohater: niezwykle cennych skrzypiec oraz medalika. To wokół wydarzeń z
nimi związanych zbudowana jest cała narracja. Czytając poznajemy różnych
właścicieli tych rzeczy, ich losy a także losy osób z nimi związanych. Z
każdą kolejną stroną miałam wrażenie, że trzymam w ręku puzzle, które muszę
włożyć w odpowiednie miejsce układanki. Historii opowiedzianych w „Wyznaję”
jest tyle, że spokojnie starczyłoby na kilka ciekawych książek. Na pewno będę
chciała za jakiś czas zajrzeć do tej powieści ponownie, a robię to niezwykle
rzadko. W tym jednak wypadku wydaje mi się, że teraz kiedy znam już dzieje
wszystkich bohaterów od początku do końca, powtórna lektura pozwoli mi na
odkrycie drobnych smaczków, które ominęłam za pierwszym razem pochłonięta próbą
okiełznania całości.
Cytat pochodzi z wstępu do jednego z rozdziałów |
Cabre pisał tę powieść 8 lat. Podobno pewnego dnia
stwierdził, że nie dopisze już nic więcej i po prostu przerwał. Mimo to, nie
zauważyłam niespójności, nagle urwanego wątku, czy też pospiesznego zakończenia
pisanego „na kolanie”, jak to często ma miejsce przy tak długo tworzonych
dziełach. Takie wydało mi się np. zakończenie pisanego 10 lat Szczygła, choć powieść
sama w sobie bardzo mi się podobała.
Opis z okładki przedstawia tę pozycję jako „spowiedź
człowieka starającego się przeniknąć istotę zła – w świecie i w sobie samym”.
Uważam, że te słowa są trochę na wyrost. Wprawdzie autor próbuje rozprawić się
z ową wspomnianą wcześniej „istotą zła”, jednak filozoficzne wywody to
najsłabsza, najbardziej nieudolna część książki. Na szczęście zajmuje niewiele
miejsca i mniej uważny czytelnik może jej nawet nie dostrzec. Cabre porównywany
jest do Marqueza, Llosy czy Potockiego. Faktycznie, pewne podobieństwa stylu można
znaleźć (przede wszystkim Llosa i
Potocki również pisali powieści szkatułkowe) , jednak do epokowych dzieł jak
„Rękopis znaleziony w Saragossie” czy „100 lat samotności” jeszcze tu trochę brakuje. Ale umówmy się – tym książkom
naprawdę trudno dorównać.
Moja ocena to 9/10. Polecam tę książkę miłośnikom zabawy
słowem i stylistyką a także wszystkim lingwistom. Przy okazji – ogromne uznanie
dla pani Anny Sawickiej, która zdecydowała się przetłumaczyć ten niełatwy
tomik.
Jest jeszcze jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Podczas
lektury zastanawiałam się, na ile (i czy w ogóle) Cabre czerpał inspirację z
filmu pt: „Purpurowe skrzypce” w reżyserii François Girard.
Nie mogłam nie zauważyć wielu
podobieństw. Przede wszystkim clou pomysłu, czyli przedstawienie fabuły z
punktu widzenia kolejnych właścicielu instrumentu, ale również kiedy wejdziemy
w szczegóły, znajdziemy wiele zbieżnych motywów: klasztor, rewolucje
ideologiczne (w jednym miejscu mamy faszyzm, w drugim Mao Zedonga). Pewnie
nigdy nie dowiemy się, jak bardzo autor czerpał z filmu i czy w ogóle. Tak czy
siak warto znać oba te dzieła.
Cabre jest mistrzem słowa! "Głosy Pamano" i "Jaśnie Pan" również są rewelacyjne :)
OdpowiedzUsuń"Wyznaję" to była pierwsza książka tego autora, którą przeczytałam, ale na pewno nie ostatnia. Na pewno sięgnę po te, o których wspominasz.
UsuńSiegnij po inne ale "wyznaje" jest najlepsza :-)
UsuńPrzyznam, że czekałam na Twój komentarz. Po pierwsze widziałam Twoją ocenę Wyznaję na googreads, po drugie popatrzyłam u Ciebie w domu na półce inną książkę tego autora, więc wiem, że jesteś w temacie. Fakt faktem, po tej lekturze nabrałam apetytu na więcej, więc zobaczymy co będzie dalej.
UsuńMoge Ci pozyczyc Glosy Panamo - to jeszcze mam. I tez mi sie podobalo, ale Wyznaje zrobilo na mnie duzo wieksze wrazenie. Owszem, poczatkowo troche trudno bylo zrozumiec o co chodzi, kto aktualnie jest narratorem, ale to tez dodawalo uroku.
UsuńTo ja się zglosze po tę książkę jak tylko wrócimy z urlopu :)
Usuń