Dzisiaj nietypowy post - wakacyjny. Mimo, że przez ostatnie 2 tygodnie między zwiedzaniem zabytków a pałaszowaniem nachosów czytałam sporo (skończyłam całą serię z Zygą Maciejewskim Wrońskiego!), na recenzje musicie jeszcze chwilę poczekać. W zamian opowiem Wam o miejscu, w którym spędziłam kilka ostatnich dni - o Meksyku, a konkretnie o tym, co mnie w tym kraju najbardziej zachwyciło.
Ruiny Majów
W Meksyku nie ma jednego punktu obowiązkowego, który po prostu trzeba zobaczyć - takiego odpowiednika Wieży Eiffla w Paryżu czy egipskich piramid. Zabytki, głównie ruiny Majów, są rozrzucone na bardzo dużym obszarze i tak naprawdę trudno jest zobaczyć wszystkie, na pewno zajęłoby to mnóstwo czasu.
Majowe żyli na terenie Meksyku już nawet 3000 lat p.n.e. i tak właśnie datowane są najstarsze zachowane tutaj budowle. My zwiedziliśmy kilka kompleksów, najbardziej imponujący znaleźliśmy w Palenque - świetnie zachowane świątynie i płaskorzeźby zrobiły na nas ogromne wrażenie.
Poza świątyniami warto odwiedzić miejscowość Villahermosa a konkretnie 18-tonowe głowy Olmeków, które się tam znajdują. Rzeźby są świetnie wyeksponowane, oglądając je można choć na chwilę przenieść się w czasie o kilkaset lat. W tym samym miejscu jest również zoo, które sprawiło wielką frajdę naszemu rocznemu Julkowi, który właśnie zaczął zwracać uwagę na zwierzęta. Najlepsze w tym miejscu było to, że wiele ptaków czy drobnych gryzoni nie było zamkniętych w klatkach, lecz biegała swobodnie wokół nas. Nasz syn był zachwycony.
Rio Lagartos
Fauna w Meksyku jest niezwykle bogata - spacerując non stop natykaliśmy się na iguany, z góry dobiegał nas dziki świergot licznego ptactwa a kiedy jechaliśmy samochodem, kilka razy pod koła wybiegły nam kozy. Widok mniej przyjemny acz równie częsty stanowią sępy, posilające się znalezionym przy drodze potrąconym psem czy innym zwierzakiem.
Chcąc jeszcze lepiej poznać przyrodę kraju Fridy Kahlo udaliśmy się do Rio Lagartos - rezerwatu biosfery. Na miejscu można wynająć łódkę i przez godzinę pływać obserwując w swoim naturalnym środowisku m.in. flamingi, kormorany czy przepiękne białe pelikany. Wpatrywaliśmy się jak urzeczeni - zachwyt totalny.
Jedzenie
Jadąc do Meksyku spodziewałam się naprawdę pikantnej kuchni - papryczki habanero czy chilli to przecież główne dodatki serwowane nam w meksykańskich restauracjach w Europie. Tymczasem okazuje się, że wylądowalismy w krainie łagodności. Nawet guacamole (pasta z awokado i pomidorów), którą u nas serwuje się zazwyczaj z dużą ilością tabasco, tutaj jest podawana bez niczego, ewentualnie z odrobiną cebuli i limonki. Smakuje obłędnie i od teraz tak właśnie będę przyrządzać je w Polsce.
Poza guacamole, obowiązkowo trzeba oczywiście zjeść nachosy - to akurat będzie proste, są podawane jako przystawka chyba we wszystkich restauracjach. Dostaniecie do nich rozmaite dodatki - m.in sosy łagodne lub bardzo pikantne, awokado, pomidory z cebulą i kolendrą.
Nie wiem jak w innych częściach Meksyku, ale na południu bardzo popularne są owoce morza - krewetki dostaniecie tu na wiele sposobów - jedne z najpopularniejszych to takie przyrządzone z kokosem w soku jabłkowym. Wyglądają świetnie, chociaż polecam je tylko fanom obiadów na słodko.
Skoro mowa o jedzeniu, nie mogę nie wspomnieć o zaskakujących połączeniach, jakie tu spotkaliśmy. Niektóre przekonały mnie natychmiast, jak na przykład pieczone banany z cynamonem, ale inne nie przypadły mi do gustu. Do tej drugiej kategorii zaliczam marquesitas - rodzaj rurki wypełnionej...nutellą i serem żółtym. Bartek się zajadał, nawet Julkowi smakowało, ja wybrzydzałam.
Tak jak pisałam wcześniej - wbrew stereotypom, osoby o delikatnym podniebieniu nie będą miały powodów do narzekań. Oczywiście, Ci co lubią "ogień w gębie " również znajdą tu coś dla siebie, ostrość potraw regulowana jest różnymi salsami, więc można sobie dopiec.
Meksyk okazał się bardzo gościnnym krajem z przemiłymi ludźmi i smacznym jedzeniem. Polecam amatorom egzotycznych wojaży - nawet z małym dzieckiem można się tutaj czuć bezpiecznie i swobodnie.
Na koniec polskiakcencik : niewielki hotelik w meksykańskiej wiosce, w lobby kilka książek dla gości. Podchodzę z ciekawości a tam na pierwszym miejscu oczywiście nasz rodzimy autor w ojczystym języku : Paweł Oksanowicz " Biuro spełniania marzeń ". Hurra! Nasi tu byli!
Na koniec polskiakcencik : niewielki hotelik w meksykańskiej wiosce, w lobby kilka książek dla gości. Podchodzę z ciekawości a tam na pierwszym miejscu oczywiście nasz rodzimy autor w ojczystym języku : Paweł Oksanowicz " Biuro spełniania marzeń ". Hurra! Nasi tu byli!
0 komentarze:
Prześlij komentarz