Dajcie w końcu temu biednemu Leo Oskara! - pomyślałam wczoraj oglądając „Zjawę” –
najnowszy film Alejandro Gonzáleza Iñárritu (to ten od "Amorres Perros" i "Birdman’a" – zdobywcy zeszłorocznego Oskara za najlepszy film i najlepszą
reżyserię). Czego tam ten DiCaprio nie robi walcząc o nagrodę Akademii – daje
się poturbować niedźwiedziowi, pływa w lodowatym strumieniu, przez pół filmu
się czołga w błocie i prawie daje się żywcem pochować. Czy to wystarczy? Pewnie
w wielu przypadkach by wystarczyło, no ale to przecież Leo…
A zaczęło się naprawdę nieźle – mając 19 lat zagrał
upośledzonego chłopca w „Co gryzie Gilberta Grape’a” i od razu został
nominowamy do tej upragnionej nagrody za
rolę drugoplanową. I właściwie miał statuetkę w garści – moim zdaniem był
najlepszy. Ale Akademia jest nieprzewidywalna – nagrodę dostał wówczas Tommy
Lee Jones za "Ściganego" (tak tak, dobrze przeczytaliście – Leo został pokonany
przez Tommy Lee Jones’a). W pewien
sposób jednak wygrał - rola Arnie’ego Grape’a okazała się przełomowa i
otworzyła DiCaprio drzwi do Wielkiego Hollywood. Chłopak nie obniżał lotów,
grał w coraz większych produkcjach (m.in. w genialnym „Pokoju Marvin’a” z
doskonałą obsadą) aż w końcu zaczęły się role „boskiego Leo” – "Romeo i Julia" no
i "Titanic". Ten drugi film dostał aż 14
nominacji do Oskara (i zgarnął aż 11 statuetek), jednak wśród docenionych
kategorii nie było pierwszoplanowej roli męskiej.
XXI wiek należy do niego. Szybko zrezygnował z ról
„ślicznych chłopców” i grał głównie w dużych produkcjach. Poza tą w 1994 roku miał jeszcze trzy oskarowe nominacje: w 2005 za "Aviatora" (brrr… jeden z
najnudniejszych filmów, Oskara zgarnął wtedy Jamie Fox za fenomenalnego Rey’a),
w 2007 za "Krwawy Diament" (wygrał Forest
Whithaker za "Ostatniego Króla Szkocji") i w 2014 za "Wilka z Wall Street" (przegrał z Matthew McConaughay , który
brawurowo zagrał w "Witaj w klubie"). O ironio, Matthew McConaughay - król naiwnych komedii romantycznych po raz
pierwszy robi ambitne kino i bum – od razu główna nagroda. A DiCaprio czeka…
Internet aż huczy od memów wyśmiewających konsekwentne
pomijanie aktora przez Akademię. Pamiętacie słynne selfi sprzed dwóch lat,
które zrobili sobie aktorzy podczas oskarowej gali? Zgadnijcie, kogo zabrakło
na tym zdjęciu ;-)
To oczywiście żarty, nikt DiCaprio talentu nie odmawia –
większość filmów z nim jest naprawdę warta obejrzenia (znacie film "J.Edgar"? Recenzję znajdziecie na blogu: tu). Ja
osobiście najbardziej lubię połączenie DiCaprio-Scorsese, ale to temat na kolejny
artykuł. A tymczasem, trzymajcie kciuki. Akademia jest naprawdę
nieprzewidywalna, może w końcu się zlitują…
Zobacz również: J.Edgar
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz